Zaczęło
się w kinie. Poszliśmy na Dziką
Drogę.
Reese Whiterspoon dzielnie pokonywała Pacific Crest Trail, a my w
połowie seansu mieliśmy ochotę wybiec z kina, założyć
plecaki i wędrować
tak jak ona. Pragnienie to nie opuszczało nas przez kilka kolejnych
tygodni, w końcu decyzja została podjęta- tegoroczny urlop
spędzamy
pieszo i z plecakami.
Pozostał
tylko wybór kierunku naszej peregrynacji. Nie mogliśmy
sobie pozwolić na zbyt długi urlop, dlatego wędrówki
marzeń- Główny Szlak Beskidzki i Główny Szlak Sudecki odpadły w
przedbiegach. Skojarzyliśmy, że codziennie w drodze do pracy mijamy
czerwoną kropkę, namalowaną na latarni przy pętli tramwajowej na
Krowodrzy Górce. Tu
bierze
początek
(lub
koniec)
Szlak Orlich Gniazd. Czemu by nie? To przecież
„jedynka" w rejestrze znakowanych szlaków turystycznych. Rzut
oka na mapę, Z Krowodrzy do Starego Rynku w Częstochowie
jest prawie 165 km, wędrówka nie powinna nam zająć dłużej niż
7-8 dni. Po drodze dziesięć Orlich Gniazd, kilka pałaców, ciekawe
miejscowości i duuużo lasów. Klamka zapadła. Wyruszamy na Jurę!
Dzień I : Kraków - Pieskowa Skała
Dzień I : Kraków - Pieskowa Skała
Wybiła
godzina zero. Plecaki spakowane, każdy gram bagażu przemyślany
kilkakrotnie. Mimo to, po zarzuceniu na plecy ciężar przygniata do
ziemi. Cóż, trzeba się będzie przyzwyczaić. Jeżeli powiem, że
wyruszaliśmy z wielkim entuzjazmem skłamię, ale oboje byliśmy
ciekawi wędrówki i tego, co nas czeka.
Jest czerwona kropka. Mijana codziennie, dziś nabierze dla nas nowego znaczenia. Czerwone znaki będą nam towarzyszyć przez najbliższy tydzień i jeszcze długo śnić się po nocach. Ale nie uprzedzajmy wydarzeń.
Pierwsze kilometry to wędrówka północnymi przedmieściami Krakowa, bardzo przyjemnymi, bo szybko przechodzącymi w pola. Pierwszym zabytkiem na trasie jest Czerwony Most, dwupoziomowe skrzyżowanie dróg wybudowane przez Austriaków. Obecnie dolny poziom jest zalany i i żadne wojsko by się nim nie przeprawiło. Mijamy podkrakowskie miejscowości- Pękowice i Giebułtów. Ciekawie robi się w okolicach Hamerni. Pojawiają się pierwsze skałki wapienne i robi się nam tak... jurajsko.
Wkraczamy na teren Ojcowskiego Parku Narodowego. Prądnik wije się malowniczo i przyjemnie szumi, skałek coraz więcej a drewniana zabudowa wprowadza nas w sielski klimat. Ten fragment szlaku jest jednym z najpiękniejszych na całej trasie.
Ojców znamy dobrze z racji częstych niedzielnych wyjazdów, dlatego tym razem nie zbaczamy do Jaskini Łokietka i Ciemnej. Wypowiadamy tylko życzenia przy Źródełku Miłości. Nie możemy także pominąć pierwszego Orlego Gniazda na trasie Ojcowa, czyli Oćca u Skały, zamku wybudowanego przez Kazimierza Wielkiego i podobno nazwanego na cześć Władysława Łokietka. Obecnie możemy zwiedzać budynek bramny z niewielką wystawą. Na terenie założenia znajduje się także studnia, nieudostępniona wieża, fragmenty murów i pomieszczeń mieszkalnych. Zachwyca przede wszystkim widok na Dolinę Prądnika i dla niego właśnie warto tu przyjść.
Przed nami jeszcze kilka kilometrów marszu, więc nie zwlekając idziemy w stronę Pieskowej Skały. Kolejnym miejscem na szlaku, przy którym bezdyskusyjnie należy zrobić sobie przerwę jest Grodzisko. Tu znajduje się pustelnia Błogosławionej Salomei. Miejsce ukryte w cieniu drzew samo skrywa prawdziwe skarby, spotykamy tu... słonia. Kamienne zwierzę dźwiga na plecach obelisk, upamiętniający zwycięstwo Jana III Sobieskiego pod Wiedniem. Na boku znajduje się napis: Ciężar mój jest lekki. Postaramy się wziąć przykład z dzielnego słonia. Tuż obok znajdują się groty modlitewne. Warto zajrzeć do kościoła pw. Najświętszej Marii Panny. Jest taki cichy, a dzięki ołtarzom z białego i czarnego marmuru emanuje dostojeństwem i sacrum. Na dziedzińcu znajdują się rzeźby świętych władców z bł. Salomeą na czele.
Teraz
wędrujemy prosto do Pieskowej Skały. Niestety, zamek znajduje się
w remoncie, więc tylko pstrykamy fotki pod maczugą Herkulesa i
chłodzimy zmęczone nogi w Prądniku.
Dzień II: Pieskowa Skała - Rabsztyn
Plecak
nadal ciąży, ale dziś
na
szlak ruszamy
chyba z większym niż wczoraj optymizmem. Pieskowa Skała o poranku
jest cicha i zupełnie pusta. Mijamy stawy rybne i wkraczamy do
Sułoszowej.
Wieś powoli budzi się do życia, ludzie spieszą do kościoła. My zaglądamy do świątyni tylko na chwilę. Szlak skręca w lewo i zanurzamy się w bajecznym krajobrazie letnich pól. Dopiero zaczynają się żniwa, więc dojrzałe łany szumią jeszcze, droga wije się w tej złocistości zboża, prawdziwa sierpniowa sielanka. Po około 1,5 godziny przekraczamy drogę olkuską i dla odmiany wkraczamy do lasu. Tu kuszą nas jagody i przyjemny chłód.
Wieś powoli budzi się do życia, ludzie spieszą do kościoła. My zaglądamy do świątyni tylko na chwilę. Szlak skręca w lewo i zanurzamy się w bajecznym krajobrazie letnich pól. Dopiero zaczynają się żniwa, więc dojrzałe łany szumią jeszcze, droga wije się w tej złocistości zboża, prawdziwa sierpniowa sielanka. Po około 1,5 godziny przekraczamy drogę olkuską i dla odmiany wkraczamy do lasu. Tu kuszą nas jagody i przyjemny chłód.
Do
Olewina idziemy zgodnie z planem, potem natrafiamy na pierwszą
zmianę przebiegu szlaku. Czerwony odbija na północ omijając
Olkusz. Musimy zaufać znakarzom, bo nasza nieaktualna mapa na nic
się tu nie zda. Na szczęście szlak jest bardzo dobrze oznaczony.
Mijamy tory kolejowe i wkraczamy do Rabsztyna. Rzucamy się na
jedzenie, ale na zbyt długi odpoczynek nie możemy sobie pozwolić.
Na zwiedzenie czeka zamek - Krucza Skała, kolejna warownia wzniesiona z rozkazu Kazimierza Wielkiego. W ruinę obrócił go (a jakże!) Potop Szwedzki. Zamek w ostatnich latach przeszedł gruntowny lifting. Zabezpieczono go w formie trwałej ruiny, odbudowano bramę główną i wieżę, z której rozciąga się piękna panorama okolicy, widzimy także część naszej dzisiejszej trasy.
Na zwiedzenie czeka zamek - Krucza Skała, kolejna warownia wzniesiona z rozkazu Kazimierza Wielkiego. W ruinę obrócił go (a jakże!) Potop Szwedzki. Zamek w ostatnich latach przeszedł gruntowny lifting. Zabezpieczono go w formie trwałej ruiny, odbudowano bramę główną i wieżę, z której rozciąga się piękna panorama okolicy, widzimy także część naszej dzisiejszej trasy.
Zainteresowała
nas drewniana, bielona chata leżąca u podnóża zamku. Okazało
się, że to dom rodzinny Antoniego Kocjana, wybitnego konstruktora
szybowców. Przeniesiono ją z dzielnicy Olkusza Skalskie. We wnętrzu
zapoznajemy się z barwnym życiorysem Polaka, poznajemy historię
oraz tradycje szybownictwa w Polsce i podziwiamy XIX- wieczne
wnętrza.
Na
jutro zaplanowaliśmy dłuższą marszrutę, dlatego nie zwlekając
kładziemy się do łóżek. Z okien kwatery oglądamy pięknie
podświetlone ruiny i z takim widokiem pod powiekami zasypiamy.
Jesteście ciekawi naszych dalszych przygód na Szlaku Orlich Gniazd? Drugą część relacji znajdziecie tutaj, a trzecią tutaj.
Garść informacji praktycznych o Szlaku Orlich Gniazd znajdziecie pod tym linkiem
Super, cieszę się że ktoś chodzi tym szlakiem, bo jak szedłem nim ja w czerwcu to myślałem że jest w pełni zapomniany... ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
My spotkaliśmy parę, która szła z Częstochowy, ale podobno tuż przed nami też szła jakaś. Szlak jeszcze nie został zapomniany. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńSuper - żeby mi się tak udało Małżonkę na wędrówkę namówić - "Drogą życia" z Estevezami oglądała trzy razy, ale na szlak jakubowy, nawet ten biegnący opodal naszego domu się nie wybiera.
OdpowiedzUsuńA może jeszcze się uda Ją namówić. Postrasz, że jak nie przejdziesz Santiago de Compostela za życia, musisz podobno iść nim po śmierci
OdpowiedzUsuńStraszenie nie skutkuje, zresztą zawsze zapewnia iż chce iść koniecznie ale... no jeszcze nie teraz, jeszcze nie dziś, bo dużo "roboty", bo to siamto, owamto - niczym sójka za morze...
Usuń