Przed nami ostatnie trzy dni na Szlaku Orlich Gniazd. Pokonujemy, moim zdaniem, najbardziej malowniczą część Jury. Fala upałów nie ustępuje, ale mimo to plan został wykonany w 100 % i po ośmiu dniach marszu docieramy do długo wyczekiwanej, czerwonej kropki na Starym Rynku w Częstochowie. Jak wyglądało nasze pożegnanie ze Szlakiem Orlich Gniazd?
Dzień szósty
W
nocy spadł deszcz. Góra Zborów kryje się w pasmach mgły,
ziemia paruje i mimo wczesnej pory w sosnowym lesie nie ma czym
oddychać. Skalne ostańce, mgły i krople na gałęziach drzew
sprawiają, że czujemy się jak w baśni albo w tajemniczej krainie
Elfów. Wkrótce czar pryska, docieramy do asfaltowej drogi. Przed
nami wyłania się wiadukt Centralnej Magistrali Kolejowej. Żaden
pociąg nie przejeżdża nad nami „na szczęście”.
Góra Zborów |
Kolejny
etap wędrówki jest przyjemny, mijamy uśpioną wieś Zdów i
docieramy do Bobolic. Zrekonstruowany zamek góruje nad
okolicą. Czytałam wiele na jego temat, wiele argumentów padło za
i nie mniej przeciw odbudowie. Od siebie dodam tylko jedno: robi
wrażenie, ale dla mnie oryginał zawsze będzie cenniejszy choćby
od najpiękniejszej rekonstrukcji. Do środka zamku nie wchodzimy,
wspinamy się na skalną grzędę i nią docieramy do kolejnego
Orlego Gniazda- Mirowa. Ruina otoczona jest rusztowaniami, i
tu trwają jakiegoś rodzaju prace budowlane.
Mirów |
Na polach za wsią
Niegowa gubimy szlak, na szczęście dość szybko odnajdujemy
czerwony znak i docieramy do Trzebniowa. To ciekawe miejsce, a to za
sprawą domów, które wszystkie ustawione są ścianami szczytowymi
do ulicy, bardzo ładnie to wygląda. Leśnymi drogami, mocno
uczęszczanymi przez rowerzystów docieramy do kolejnej ruiny.
Wzgórze Ostrężnik ukryte jest w bukowym lesie, kilkaset
metrów od drogi. Podejście kosztowało nas sporo wysiłku, bo góra
stroma a ścieżka umowna. Na szczycie wiele nie znajdujemy, XIV-
wieczna warownia praktycznie zniknęła. Pod wzniesieniem kryje się
przyjemnie chłodna Jaskinia Ostrężnicka. Całe to miejsce otacza
aura tajemniczości. Z tablicy informacyjnej dowiadujemy się o
okresowym źródle, które wypływa spod skały. Im obficiej płynie
tym większy nieurodzaj czeka okolicę. Nie znaleźliśmy po nim
śladu, więc może to dobry znak?
Przed
nami Złoty Potok. Zanim jednak dotrzemy do miejscowości do
pokonania mamy strome wzgórze z grodziskiem Osiedle Wały na
szczycie. Pewnie wprawne oko archeologa dostrzeże charakterystyczne
ukształtowanie terenu, my musimy zawierzyć tablicy informacyjnej. I
już jesteśmy w Złotym Potoku. Przechodzimy obok stawu Amerykan,
nazwanego tak gdyż zalęgowa ikra hodowanego tu pstrąga przyjechała
w beczkach z Nowego Świata. Kiedyś nosił on nazwę Stawu Gorzkich
Łez, na pamiątkę zmarłej córki Zygmunta Krasińskiego. Jeśli
już jesteśmy przy Krasińskich, zaglądamy do dworku, siedziby
wieszcza, w której znajduje się niewielka wystawa poświęconą
jemu i jego rodzinie. Spacerujemy po Parku Raczyńskich i podziwiamy
Pałac, niestety nie udostępniony dla zwiedzających. Dziś musimy
jeszcze dotrzeć do Ponika, tam nocujemy u Przyjaciół.
Źródła Wiercicy |
Brama Twardowskiego |
Gospodarze
nie dają nam odpocząć. Po szybkim prysznicu zabierają nas na
dalsze zwiedzanie okolicy. Zaczynamy od obiadu w pstrągarni. Pstrąg
jest przepyszny, jeszcze przed chwilą pływał spokojnie w stawie.
Po obiedzie odpoczywamy nad źródłami Elżbiety i Zygmunta- tu
początek bierze malownicza Wiercica. Zwiedzanie kończymy przy
Bramie Twardowskiego, która symbolicznie zamyka także Jurę
Krakowsko- Czestochowską. Uroku tego dnia dopełnia ognisko.
Dzień siódmy
Zaczynamy
w Alei Klonowej. Potężny szpaler drzew rosnących po obu stronach
drogi robi wspaniałe wrażenie, koniecznie do zobaczenia jesienią.
Aleja się kończy, wchodzimy w las i lasem docieramy do Zrębic.
We wsi znajduje się zabytkowy drewniany, modrzewiowy kościół pw.
św. Idziego z XVIII w. ukryty w cieniu potężnych lip. Za wsią
znajduje się także źródełko, według legendy wskazane przez
samego Świętego Idziego podczas zarazy jako sposób ratunku i
odkupienia. Żeby je zobaczyć, należy nieco zboczyć ze szlaku. My
jednak idziemy prosto przed siebie. Przed nami wznoszą się Góry
Sokole, niezbyt wysokie, ale urzekające wzniesienia.
Przechodzimy obrzeżem rezerwatu, nieopodal skały Puchacz i
wychodzimy na otwartą przestrzeń. Stajemy jak skamieniali. Widok,
który się przed nami otworzył zapiera dech. Na potężnej skale
wyrastają ruiny zamku. Cylindryczna wieża przypomina komin
transatlantyku, powietrze drga w upale i widok jest zupełnie
nierzeczywisty. Schodzimy do miejscowości Olsztyn i
odnajdujemy nasza kwaterę. Ledwie minęło południe, ale my
spędzamy w chłodzie pokoju cały dzień, dopiero późnym
popołudniem wychodzimy na zewnątrz i udajemy się na zamek. Patrząc
na ruiny i dziś możemy sobie uzmysłowić, jak potężna była to
kiedyś warownia. Kres, jakże by inaczej, położyli jej Szwedzi.
Wspinamy się na udostępnioną do zwiedzania Wieżę Starościańską,
widok z góry jest obłędny- widzimy całe miasteczko i znane nam
już Góry Sokole. W drugiej z wież dokonał żywota Maćko
Borkowic, rokoszanin, zagłodzony z rozkazu króla Kazimierza
Wielkiego. Do tej pory jego duch krąży po ruinach w bezksiężycowe
noce. Zachodzi Słońce, wracamy na kwaterę. Już tylko 16
kilometrów dzieli nas od pokonania Szlaku Orlich Gniazd.
Olsztyn |
Dzień ósmy
Całą
drogę myślałam, że ten dzień, ostatni dzień na Szlaku, będzie
czystą formalnością. Gdy wieczorami, przed snem śledziliśmy na
mapie pozostałą trasę, uciekałam myślami do tego właśnie dnia.
To miał być tryumfalny marsz do celu, będącego tuz na
wyciągnięcie ręki. Jakże się myliłam!
Olsztyn
opuszczamy wczesnym rankiem, miasto jest zupełnie wymarłe. Sprawnie
docieramy do miejscowości Kusięta. Tu jest pierwszy zgrzyt. Wieś
jest arcydługą ulicówką (wystarczy wspomnieć, że znajduje się
w niej aż siedem przystanków komunikacji miejskiej), po horyzont
ciągnie się szpaler domów i wędrówka także się ciągnie.
Wreszcie zauważamy czerwoną strzałkę, szlak odbija w bok,
wchodzimy w las. Docieramy do Góry Zielonej. Chwilę odpoczywamy
wśród skał i potężnych buków. Zbiegamy ścieżką w dół i
lądujemy na leśnej drodze. I znów wędrujemy dość monotonnie
przez las. Wreszcie wyłaniają się przed nami kominy Huty
Częstochowa. Cel wydaje się być już tak blisko! Idziemy
wzdłuż zakładu brzydką, szeroką ulicą. Strzeliste topole nie
dają schronienia przed słońcem, a temperatura sięga już ponad
30 ° C w cieniu i cały czas wzrasta. Niespodziewanie szlak skręca
z asfaltowej drogi i wychodzimy na pola, by po kilkunastu minutach
marszu znaleźć się znowu na drodze głównej. Mam wrażenie, że
kluczymy i ani odrobinę nie przybliżamy się do końca. Wreszcie
mijamy wiadukt nad drogą szybkiego ruchu, most na Warcie i oczom
naszym ukazuje się wyczekiwany Stary Rynek. Na środku placu,
na samotnej wierzbie lśni magiczna, czerwona kropka. To koniec
Szlaku Orlich Gniazd i naszej przygody.
Koniec! |
Szczerze?
Nie poczułam nic. Ani radości, ani ulgi, ani satysfakcji. Po prostu
chciałam już znaleźć się w domu. Od domu dzieliła nas jednak
jeszcze krótka wyprawa na Jasną Górę (korzystamy z komunikacji
miejskiej, miła odmiana po ponad tygodniu poruszania się wszędzie
na własnych nogach). Dopiero po wizycie przed obliczem Czarnej
Madonny idziemy na dworzec. Dziwne uczucie, zamknąć ośmiodniową
wędrówkę w 1,5 godziny powrotnej jazdy busem. Jeszcze odruchowo
szukam czerwonych znaków
Po
kilku dniach odpoczynku i małym wypadzie nad morze pojawiła się i
radość i satysfakcja, a doświadczenie Szlaku zrodziło jeszcze
bardziej ambitne plany na przyszłość.
Pierwsza
część relacji tutaj
A
o Złotym Potoku więcej tutaj
Skoro Olsztyn to już biorę :) Piękne widoki. Pozdrawiam z Warmii
OdpowiedzUsuńWasz Olsztyn zostawiam na przyszły rok :)
UsuńBRAWO - piękny marsz. Zawsze co własne nogi to własne nogi, człowiek i więcej zobaczy ale przede wszystkim więcej i silniej to przeżyje.
OdpowiedzUsuńZamki na szlaku Orlich Gniazd" znam wszystkie - przy okazji każdego wyjazdu na Jasną Górę "robiliśmy przynajmniej jeden", był to zresztą "żelazny" punkt (podobnie jak Frombork i okolice) wszystkich zgrupowań harcerskich, więc już wtedy zakosztowałem Jury.
Prawdę powiedziawszy sam nie lubię osiągać celu, a każdy skończony odcinek szlaku traktuję jako etap dłuższego projektu w ten sposób oszukuję to niezręczne poczucie końca czegoś.
pozdrawiam.
o tak, zdecydowanie silniej się przeżywa taki marsz ;) Jura się zmienia i zamki tez się zmieniają, pewnie za kilka lat trzeba będzie powtórzyć wyprawę. Pozdrawiam!
UsuńZapowiadają się Olsztyńsko - Olsztyńskie szranki i :-) I na Jurze i na Warmi byłem wniebowziety.
OdpowiedzUsuńDwa piękne Olsztyny mamy w Polsce ;)
Usuńojejku, jejku, ależ zazdroszczę takiej wyprawy! Jura Krakowsko-Częstochowska to miejsce według mnie naprawdę przepiękne i pełne fantastycznych miejsc. uwielbiam ruiny zamków więc to miejsce szczególnie skierowane do mnie :)
OdpowiedzUsuńo Złotym Potoku słyszałam, natomiast nie wiedziałam, że hodują tam pstrągi.
I to jakie pstrągi ;) Jura jest świetnym miejscem na taką tygodniową eskapadę, idealna, żeby sprawdzić czy lubi się piesze wycieczki. Pozdrawiam!
UsuńWzmianka o wsi Zrębice jest dla mnie najmilszą w tekście, ponieważ ze Zrębic pochodziła moja Babcia i jestem częstym gościem w tamtych stronach. Uważam Zrębice i najbliższe okolice za najpiękniejsze tereny na Jurze, idealne na spokojne dni na emeryturze. Gratuluję przejścia całego szlaku, jestem pełna podziwu!
OdpowiedzUsuńZrębice także nam się podobały, wyjątkowo ciche i spokojne miejsce, a w okolicy jest gdzie pochodzić, Trzeba tam wrócić i na spokojnie pozwiedzać
UsuńO, właśnie też piszę o Jurze- my przejechaliśmy Szlak Orlych Gniazd rowerem. Przypadek? :) Damy znać, jak opublikujemy :)
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na relację! Może się nawet minęliśmy gdzieś na szlaku?
UsuńNie byłam tam jeszcze, chętnie bym się wybrała ;)
OdpowiedzUsuńWspaniała wyprawa, wspaniała przygoda i świetne zdjęcia. Gratuluję.
OdpowiedzUsuńZnane mi miejsca, gratuluje przejścia szlaku! Super!
OdpowiedzUsuńChcę wyruszyć na ten szlak w tym roku! Gratulacje za zdobycie dwóch kropek (początkowej i końcowej). :)
OdpowiedzUsuń