Jesień i Pieniny - to brzmi bardzo dobrze! Pieniny to, moim zdaniem, jedno z najpiękniejszych pasm górskich w Polsce, szczególnie urokliwe poza sezonem - wiosną, zimą i jesienią. Dlatego gdy po tygodniach deszczu, wiatru i szarugi wreszcie przyszła ta długo wyczekiwana, prawdziwa, bo złota, nie namyślałam się długo i wyruszyłam nad Dunajec. Wyprawę na Trzy Korony tym razem sobie odpuściłam i z Krościenka nad Dunajcem wybrałam się prosto na Sokolicę.
W Krościenku mimo dość wczesnej pory na szlak wyrusza spory tłumek turystów. I tak pierwszy odcinek, do granic Pienińskiego Parku Narodowego pokonujemy w całkiem sporym tłoku. Na szczęście zgodnie z przewidywaniami większość wędrowców udała się żółtym szlakiem w kierunku Trzech Koron, a my podążamy zielonym szlakiem na Sokolicę, przez przełęcz Burzaną.
Nasz szlak był całkowicie opustoszały. Tylko my i sypiące się z drzew złote liście, przekomarzania kruków, uwijające się w gałęziach drzew sikory i "trykanie" żerujących raniuszków. To lubię!
Mijamy przełęcz i dochodzimy do skrzyżowania z niebieskim szlakiem biegnącym przez Sokolą Perć. Tu czeka na nas wspinaczka po schodkach i momentami dość śliskich skałach, ale szlak, mimo ostrzeżeń o dużej ekspozycji nie jest technicznie trudny i poradzi sobie z nim nawet mniej doświadczony turysta. Docieramy na Czertezik i mamy przed sobą doskonały punkt widokowy. Przed nami jesień w Pieninach rozpościera się w pełnej krasie. Rudzieją buki, płoną klony, na horyzoncie ciemnieje grań Tatr. Nie spieszymy się, chłoniemy ten obraz, mamy przecież cały słoneczny dzień przed sobą.
A ten widok to dopiero zapowiedź tego, co czeka nas na Sokolicy. Gdy docieramy na miejsce (a tutaj tłum jest już jest spory, choć nieporównywalny z tym wakacyjnym), witamy się ze starą, pokrzywioną sosną, dendrologicznym symbolem Pienin. Mi się wydaje, że sosna trochę posunęła się w latach od mojej ostatniej wizyty (a miała się w czym posunąć, szacuje się, że reliktowe sosny na Sokolicy mają jakieś 550 lat). Zerkamy w dół na wstążkę przełomu Dunajca otoczoną ramką z rudych jesiennych liści, na tafli widać tratwy flisackie. Jest ciepło, błogo, pięknie.
Wreszcie po nieprzyzwoicie długiej przerwie schodzimy w stronę Dunajca. Jesień, mimo braku na tym odcinku szerokich panoram, i tak nas czaruje - las tonie w liściach. Dochodzimy do rzeki. Przeprawa przez Dunajec działa do 31 października, zatem pozostaje nam tylko poczekać na łódź i po chwili lądujemy na Drodze Pienińskiej. Zanim wrócimy do Szczawnicy postanawiamy przespacerować się w stronę granicy polsko - słowackiej (a na Słowacji, jak wiecie czeka czekolada Studentska i kofola ;)). Mijają nas tratwy spływu przełomem Dunajca, który chyba właśnie jesienią robi największe wrażenie.
W zeszłym roku urzekła mnie zima na Trzech Koronach, wiosną czarowały Małe Pieniny, ale to właśnie jesień w Pieninach zachwyciła mnie najmocniej.
A jakie są Wasze pomysły na polską złotą?
Pomysł na spacer po Pieninach jesienią to genialny pomysł! Kolory jesieni i piękne słońce to jest to co lubię o tej porze roku najbardziej. Zazdroszczę takiego spaceru :)
OdpowiedzUsuńJesień i góry to idealny duet :)
UsuńCóż za widoki. Przepiękne kolory. Jak na razie Pieniny widziałam tylko z perspektywy tratwy. Ale chyba kiedyś tam wrócę, najlepiej jesienią, żeby pospacerować górskimi szlakami.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Z perspektywy tratwy też są piękne. Musze sobie odświeżyć taką wycieczkę! Pozdrawiam :)
UsuńBym sobie nie odpuścił i z Sokolicy na Trzy korony pognał, a potem przez Szopę na dół do Sromowców (na piwo do schroniska) przez kladkę do Czerwonego Klasztoru i potem już przełomem do Szczawnicy...
OdpowiedzUsuńAle i tak wędrówka piękna.
W jakim terminie byliście dokładnie? Piękne kolory jesieni ;)
OdpowiedzUsuńWlaśnie około 13 października
Usuń