Powiem wprost - nie przypuszczałam, że kiedykolwiek zafascynuje mnie osiedle, w dodatku górnicze. I choć pozostaję pod urokiem krakowskiej Nowej Huty, do katowickich osiedli podchodziłam jak do jeża. Widziałam zdjęcia Giszowca i Nikiszowca i owszem, podobały mi się, ale gdzieś się tam kręciły na końcu listy "do zobaczenia". Ale gdy w niezbyt ciepłe sobotnie przedpołudnie znów odwiedziłam Katowice, postanowiłam, że muszę wreszcie zobaczyć Giszowiec i Nikiszowiec. I Wam także radzę udać się tam jak najszybciej, zanim te miejsca zmienią się w gwarną mekkę turystów. A że się zmienią, jest więcej niż pewne. Bo są wybitne!
Spacer po Giszowcu
Wyobraźcie sobie zatopione w zieleni niewielkie dwurodzinne domki, rozlokowane przy wąskich uliczkach o jakże wdzięcznych nazwach Radosna, Przyjemna, Przyjazna... Za płotami i szpalerem ozdobnych krzewów toczy się niespieszne życie, jak to bywa na spokojnych przedmieściach dużych miast. Ale my jesteśmy nie jesteśmy na przedmieściu, a w sercu osiedla górniczego!
Budowa Giszowca (Gieschewald) była czymś niezwykłym. Osiedle mieszkaniowe dla pracowników kopalni Giesche powstało w latach 1906 - 1910 z inicjatywy ówczesnego dyrektora kopalni Antona Uthemanna. Otwierano nowy szyb i potrzebowano nowych pracowników, którym należało zapewnić mieszkania. Na Giszowcu osiedliło się około 600 rodzin. Projekt osiedla powierzono dwóm niemieckim architektom Emilowi i Georgowi Zillmanom. Z zadania wywiązali się doskonale - stworzyli osiedle niewielkich, urokliwych domków, zaprojektowali budynki użyteczności publicznej - szkoły, sklepy, pocztę, tworząc z koloni robotniczej samowystarczalne miasto. Kuzyni nie zapomnieli także o estetyce. Stworzyli 42 typy domków, które mimo różnic tworzyły spójną całość.
Centrum starego Giszowca stanowi Plac pod Lipami, będący dawniej placem targowym. Otacza go kolumnada lip, a na środku rośnie stareński, samotny buk. Przy nim znajduje się zabytkowy budynek dawnej gospody, leśniczówki (od l. 60 przedszkole) i starej szkoły. W Parku Giszowieckim, w budynku dawnej stajni znajduje się Izba Śląska, w której zobaczyć można prace Edwarda Gawlika, jednego z artystów Grupy Janowskiej, o której więcej opowiemy podczas zwiedzania Nikiszowca. By odszukać ponad stuletnie domki wędrujemy ulicą Barbórki, Przyjemną, Kwiatową i Ewy.
Z Dawnego Giszowca do dziś zachowało się około 30% starej zabudowy. Została ona zniszczona w l. 70, pod budowę osiedli z wielkiej płyty. Bardzo mocno polecam Wam film w reżyserii Kazimierza Kutza "Paciorki jednego różańca", który mówi o tym małym końcu świata.
Z Giszowca można powędrować na Nikiszowiec pieszo lub pojechać autobusem kzk gop.
Z Giszowca można powędrować na Nikiszowiec pieszo lub pojechać autobusem kzk gop.
Zwiedzanie Nikiszowca
Wybudowany kilka lat później, w latach 1908-1919 Nikiszowiec (Nikischschaft) ma zupełnie inny charakter niż Giszowiec. To kompleks dziewięciu trzykondygnacyjnych, ceglanych budynków, tworzących zamknięte pierścienie z podwórkiem wewnątrz. Nikiszowiec, podobnie jak Giszowiec był małym, samowystarczalnym światem. Mieszkańcom zapewniono łatwy dostęp do budynków użyteczności publicznej, osiedle było zelektryfikowane, posiadało własna oczyszczalnię ścieków. W l. 20. mieszkało tu około 7 000 osób.
Zwiedzanie Nikiszowca najlepiej zacząć przy pl. Wyzwolenia, będącym nieformalnym rynkiem osiedla. Podobnie jak w przeszłości, tak i dzisiaj pl. Wyzwolenia stanowi centrum życia Nikiszowca. To tu znajdowała się apteka, poczta, zakład fotograficzny Niesporka i "konzomy", w którym robiono zakupy.
Rozglądamy się wokół. Otaczają nas fasady z cegły, białe okna obramowano czerwoną farbą. Z pozoru wszystkie budynki są identyczne. To oczywiście błędne wrażenie. Wystarczy prześledzić detale, jak kształt okien i bram, wielkość gzymsów, by stwierdzić, że każdemu z budynków, każdemu z wejść i każdej bramie nadano indywidualny charakter. Na budynku poczty, po ścianie wspinają się malowane róże. To element śląskiego stroju ludowego. Po przeciwnej stronie placu, wzdłuż fasady budynku ciągną się klimatyczne podcienia. Tu znajdował się (i znajduje) sklep u Lidzi, tu obecnie rozlokowała się kawiarnia Byfyj, w której oprócz doskonałych ciast (ach, tort bezowy!) możecie spróbować także żuru i rolady śląskiej.
Rozglądamy się wokół. Otaczają nas fasady z cegły, białe okna obramowano czerwoną farbą. Z pozoru wszystkie budynki są identyczne. To oczywiście błędne wrażenie. Wystarczy prześledzić detale, jak kształt okien i bram, wielkość gzymsów, by stwierdzić, że każdemu z budynków, każdemu z wejść i każdej bramie nadano indywidualny charakter. Na budynku poczty, po ścianie wspinają się malowane róże. To element śląskiego stroju ludowego. Po przeciwnej stronie placu, wzdłuż fasady budynku ciągną się klimatyczne podcienia. Tu znajdował się (i znajduje) sklep u Lidzi, tu obecnie rozlokowała się kawiarnia Byfyj, w której oprócz doskonałych ciast (ach, tort bezowy!) możecie spróbować także żuru i rolady śląskiej.
Plac zamyka charakterystyczna bryła kościoła p.w. św Anny. Świątynia konsekrowana w 1927 r. mogła pomieścić ponad 5 000 wiernych z Nikiszowca, Giszowca i Szopienic. Wewnątrz przyciąga uwagę ogromny żyrandol (waży 800 kg), cenne organy i kopuła niczym w barokowych świątyniach.
Kilka kroków dzieli nas od ul. Rymarskiej 4, siedziby Działu Etnologii Miasta Muzeum Historii Katowic. Na piętrze pierwotnie znajdował się magiel. Mieszkańcy nie mogli prać w domach, gdyż jak twierdził dyrektor, prowadziło to do niszczenia i zagrzybiania mieszkań. Dlatego pranie, suszenie i maglowanie odbywało się wspólnie, w waszhausie. Już sobie wyobrażam jak kwitło tu kiedyś życie towarzyskie. O tajnikach (nie tylko technicznych, lecz także społecznych - choćby kłótniach czy zabawach dzieci) mówi poświęcona maglowi wystawa.
Kolejna wystawa poświęcona jest twórczości tzw. Grupy Janowskiej. Z inicjatywy Teofila Ociepki, który wyszukał spośród górników tych uzdolnionych artystycznie, powstała grupa trochę artystyczna, a trochę okultystyczna. Ich twórczość przedstawia codzienne życie w Nikiszowcu w nieco surrealistycznym wydaniu. O grupie opowiada film Lecha Majewskiego "Angelus".
Kolejna wystawa poświęcona jest twórczości tzw. Grupy Janowskiej. Z inicjatywy Teofila Ociepki, który wyszukał spośród górników tych uzdolnionych artystycznie, powstała grupa trochę artystyczna, a trochę okultystyczna. Ich twórczość przedstawia codzienne życie w Nikiszowcu w nieco surrealistycznym wydaniu. O grupie opowiada film Lecha Majewskiego "Angelus".
Ostatnia wystawa w muzeum pokazuje wnętrza mieszkania na Nikiszowcu. Mieszkania szeregowych górników miały 63 m², i jak na owe czasy były bardzo wygodne.
Łazienka przypadała na dwie rodziny, każde mieszkanie posiadało własną kuchnię i dwa pokoje. Czynsz był bardzo niski (ok. 1/10 wypłaty) i mieszkanie na takim osiedlu było na pewno dużym awansem społecznym.
Wyruszamy na spacer uliczkami osiedla. Rzędy czerwonych okien umieszczonych w ceglanych fasadach robią piorunujące wrażenie. Zaglądamy na podwórka, które stanowią jakby osobny świat. Tu toczyło się życie budynku, tu znajdowały się publiczne piece do wypieku chleba i chlewiki dla zwierząt. Koniecznie pospacerujcie ul. św. Anny i Janowską - widok ulicy skradł serce Kazimierza Kutza i tu umieszczał akcję swoich śląskich filmów. Na mnie także zrobiły piorunujące wrażenie, mimo stojących wzdłuż chodników rzędów samochodów.
Będąc na Nikiszowcu trzeba zobaczyć szyb Pułaski, dawniej Carmer, który była miejscem pracy mieszkańców Nikiszowca. Przed zakładem znajduje się wagonik kolejki wąskotorowej. To pozostałość tzw. Balkana, który łączył Giszowiec i Nikiszowiec, a woził górników i ich rodziny. Linia miała około 4 kilometrów długości, przejazd był bezpłatny. Kolejka kursowała do schyłku l. 70.
Teraz możemy z czystym sumieniem wrócić do Cafe Byfyj i popatrzeć na życie toczące się w cieniu czerwonych okien.
Informacje praktyczne
W informacji turystycznej przy ul. Rymarskiej 4 (budynek muzeum) można wypożyczyć (bezpłatnie) audioprzewodnik, który w około godzinę poprowadzi nas do najciekawszych miejsc Nikiszowca.
W informacji można pobrać także papierowe spacerowniki i kierować się po białych śladach stóp namalowanych na chodnikach, które prowadzą w najważniejsze miejsca osiedla.
Giszowiec i Nikiszowiec leżą na Śląskim szlaku zabytków techniki. O kilku odwiedzonych przeze mnie obiektach poczytacie tutaj
Giszowiec i Nikiszowiec leżą na Śląskim szlaku zabytków techniki. O kilku odwiedzonych przeze mnie obiektach poczytacie tutaj
Aleś to pięknie napisała! Jak dla mnie owszem, ciekawe miejsce, ale na kolana nie rzuciło. Widać na Tobie zrobiło silniejsze wrazenie.
OdpowiedzUsuńJak byś szukala miejsc podobnych do Giszowca, to zapraszam do Tarnow,na osiedle "Dyrektrorskie" - seria domków dworków, z pięknymi ogrodzmi,otaczających modernistyczny "Palacyk Moscickiego" i także modernistyczny "Stary Dom Kultury", do tego park. Urocze miejsce. A tuż opodal małe bloki dla techników i inzynierów - małe miasto samowystarczalne.
Chyba muszę po raz kolejny odwiedzić Tarnów i trochę posnuć się po miejscach spoza przewodnika :)
UsuńZdecydowanie.
UsuńKatowice nigdy mnie sobą nie zainteresowały, ale osiedla wyglądają naprawdę ciekawie :)
OdpowiedzUsuńW Katowicach jest kilka perełek godnych polecenia. Z Muzeum Śląskim na czele!
UsuńUwielbiam klimat Nikiszowca! I jestem bardzo częstym gościem w tamtejszych kafejkach :) Szkoda, że Śląsk wciąż jest tak niedoceniany, mam nadzieję, że to się w końcu zmieni, bo region na to zdecydowanie zasługuje.
OdpowiedzUsuń