09 marca

Beskid Sądecki zimą. Bereśnik i Dzwonkówka


Jaka była zima w tym roku? Chyba każdy z nas ma swoją odpowiedź na to pytanie. Mnie nie rozpieszczała. Długo czekałam na śnieg, a pojawił się wtedy, gdy już myślami byłam przy wiośnie. Postanowiliśmy ten ostatni (mam nadzieję) śnieg wykorzystać i pożegnać się z zimą w jakimś naprawdę ładnym miejscu - wybór padł na góry, na stosunkowo mało mi znane pasmo Beskidu Sądeckiego.

Wybraliśmy szlak łatwy, przyjemny, bardzo widokowy. Od razu Wam zdradzę, że Beskid Sądecki zimą zachwycił mnie chyba bardziej niż Pieniny i Gorce, i obiecuję sobie, że w przyszłym roku mocniej wyeksploruję temat. Tymczasem przedstawiam Wam trasę, którą można wędrować przez wszystkie pory roku. Ja mam to w planach.

Wyruszamy ze Szczawnicy, najpierw wędrujemy ulicą Zdrojową i docieramy do Placu Dietla.  Mijamy nieczynną o tej porze roku fontannę i pomnik Józefa Dietla, zerkamy na wzniesione w stylu szwajcarskim budynki pensjonatów, inhalatoriów i pijalni wód. Jest wczesny ranek, ulice są puste, śnieg skrzypi pod nogami. Przysypana białym puchem zabytkowa architektura uzdrowiskowa wygląda bajkowo.



Odnajdujemy żółte znaki i kierujemy się teraz cały czas lekko w górę, w stronę przysiółka Języki. Pierwszy przystanek robimy sobie przed wzgórzem Bryjarka (679 m n.p.m.). Na moment schodzimy ze szlaku na niewielką ścieżkę i po kilku minutach docieramy do metalowego krzyża. To młodszy brat krzyża z Giewontu. Powstał w 1902 r., w tej samej krakowskiej firmie Józefa Góreckiego. Gdyby nie leżało tyle śniegu pewnie dostrzeglibyśmy gołoborze zbudowane ze skał magmowych - andezytów. I tym sposobem zdobywam drugi w swoim życiu wulkan ;)


Spod krzyża otwiera się panorama na Pieniny i Tatry, w dole wije się Grajcarek. Niestety, dziś widoczność nie jest imponująca, więc po chwili wyruszamy w dalszą drogę.




Szlak, którym wędrujemy jest bardzo widokowy, stopniowo otwierają się coraz szersze panoramy na Małe Pieniny, Pieniny Właściwe, Beskid Sądecki i Tatry. Mijamy otoczone starym sadem, opuszczone gospodarstwo, w którym z chęcią bym zamieszkała  i docieramy do naszego pierwszego celu - bacówki  PTTK pod Bereśnikiem. 


Została udostępniona dla turystów w 1989 r. w wyniku przebudowy starej, góralskiej chaty. Dziś można tu zanocować i zjeść (polecam pyszną szarlotkę) z widokiem na góry. Ale liczcie się z tym, że do waszego posiłku dołączą się bezczelni amatorzy łakoci i pomogą Wam w konsumpcji. Ja trafiłam na takiego czarnego żarłoka. 



Szczyt Bereśnika (843 m n.p.m.) znajduje się nieco powyżej schroniska i dotrzemy do niego kontynuując wędrówkę żółtym szlakiem. Brzóz, od których szczyt wziął nazwę już tu nie znajdziemy. Witają nas pokryte czapami śniegu jodły.




Przed nami kolejne plany. Chcemy dotrzeć na Dzwonkówkę. Tymczasem przed nami coraz większa zima. Jodły są dosłownie zamrożone pod śniegiem, na szlaku, choć praktycznie w całości przetartym zaskakują miejsca ze śniegiem powyżej kolan. Ale mimo to, wiosnę już czuć w powietrzu. Ptaki śpiewają intensywnie, a słońce przygrzewa, gdzieś straciło ten zimowy chłód, i co chwile z drzew spadają z hukiem fontanny śniegu.

Wreszcie docieramy do Dzwonkówki. Szczyt jest zalesiony, ośnieżony i przypomina nam drogę do Narni. Kiedyś znajdował się tu podobno cmentarz dla samobójców.  



Po krótkim odpoczynku sięgamy po mapę. Mamy do wyboru zejść czerwonym szlakiem w stronę Krościenka lub kontynuować marsz w stronę żółtym Błyszcza i dalej Koziarza, do Tylmanowej lub Łącka. Wybieramy szlak żółty. I na dzień dobry schodzimy ostro w dół. Mijamy wysoko położone przysiółki Obidzy. Niestety, jak to zwykle bywa po marszu w dół czeka nas wspinaczka pod górę ;). Szlak jest tu mniej przetarty, nieco trudniejszy, a na rozległych polanach leży śnieg po kolana. Słońce grzeje mocno i przyznaję, że z ulgą powitałam zalesione wzniesienie Błyszcza (945 m n.p.m.). Szlak nie prowadzi przez szczyt, na nim natomiast znajduje się ołtarz papieski wzniesiony w 2000 r.




Odpuszczamy Koziarza (a szkoda, bo tam jest wieża widokowa, choć dziś na spektakularne widoki nie liczymy). Papieskim, zielonym szlakiem schodzimy do Tylmanowej. Jeszcze po drodze zaliczam miękką glebę na śniegu i twardą na lodzie, i witamy pierwsze domy Tylmanowej. Mijamy most na Dunajcu i lądujemy na przystanku. W oczekiwaniu na autobus oglądam nurogęsi i zapewniam Was - wiosna jest już tuż, tuż. 



Myślę, że godnie pożegnaliśmy tegoroczna zimę, a i ona sprawiła nam mnóstwo radości. Mam nadzieję, że kolejna wyprawa odbędzie się w iście wiosennych okolicznościach przyrody.

3 komentarze:

  1. Miałem podobny szlak na ten rok zaplanowany z rodzinką, niestety sprawy zawodowe położyły kres tym planom i skończyło się na Lanckoronie, a już mieliśmy rezerwację w Szczawnicy. Szkoda, bo bylibyśmy tam w tym samym czasie (mniej więcej).
    Ps. Kotu trzeba było wytłumaczyć że one nie jedzą słodyczy i pokazać stosowny rozdział w podręczniku ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślałam, że ten kot wie, że koty nie jedzą słodyczy. Dlatego wpuściłam go na kolana. A on wykorzystał moje dobre serce i jak widzisz poradził sobie sam, bez mojego udziału

      Usuń
    2. Z drugiej strony koty pewnie myślą ze człowieki są mądre i na pewno nie jadły by czegoś niejadalnego ;)

      Usuń

TOP