Znowu w drodze. Przed nami kolejne trzy dni naszej pieszej wędrówki Szlakiem Orlich Gniazd. Upłyną nam pod znakiem zamków, dobrych obiadów i narastającej z każdym dniem fali upałów, która ogromnie da nam się we znaki. Ale nie uprzedzajmy wydarzeń. Plecaki na plecy i ruszamy!
Dzień III: Rabsztyn - Smoleń
Opuszczamy
Rabsztyn. Przechodzimy koło zamku, cichego i opustoszałego o tej
wczesnej porze. W tym miejscu Szlak Orlich Gniazd także zmienia swój przebieg
względem tego, co pokazuje nam mapa. Dzięki temu trafiamy do
Sanktuarium Matki Bożej Wspomożenia Wiernych w Jaroszowcu. Bryła
kościoła, mimo nielubianej przeze mnie nowoczesnej architektury
jest całkiem przyjemna dla oka. Zapadamy w lasy i wędrujemy nimi aż
do Golczowic. Tu wita nas Biała Przemsza, rzeka, która płynie
przez Pustynię Błędowską. I my mamy swoje pustynne klimaty, na
leśnych ścieżkach piach sypie nam się do butów, a temperatura
stale rośnie. Momentami fala ciepła dosłownie smaga nas po nogach.
Na szczęście przed nami widać już pierwsze zabudowania Bydlina.
Nie wchodzimy do centrum, wraz z czerwonym szlakiem odbijamy w lewo i
po chwili stajemy u stóp stromego wzgórza. Na szczycie postanawiamy
zrobić sobie dłuższą przerwę, więc motywację do wdrapania się
mamy sporą.
Widzimy przed sobą ruiny. Trzy kamienne ściany, nic wielkiego. A stał tu niegdyś kościół obronny. Kres jego świetności położyli (oczywiście!) Szwedzi. Prawdopodobnie w miejscu świątyni istniał wcześniej zamek lub innego rodzaju ufortyfikowana budowla. Zgodnie z daną sobie obietnicą rozbijamy się w cieniu drzew. Relaks przerywają nam wszędobylskie mrówki dotkliwie nas kąsając. Mobilizują nas do dalszej wędrówki, do celu zostało nam około 8 km.
W
połowie drogi spotykamy sympatyczną parę z Olsztyna na Warmii, która
pokonuje Szlak Orlich Gniazd z Częstochowy. Cieszy nas fakt, że
szlak nie został całkowicie zapomniany przez piechurów.
I
wreszcie przed nami Dolina Wodąca z Jaskinią na Biśniku. Podobno
jej nazwa pochodzi od biesa. To nie przypadek, tu rzekomo znajduje
się wejście do Piekła. Na szczęście zamknięte jest kratą, żeby
nie kusić co ciekawszych przechodniów. Czasem koło jaskini
diabelski pies gra na skrzypcach. Nie trafiliśmy ani na czworonoga,
ani na jego pana. Jedno jest pewne, gdy na szlaku robi się
piekielnie gorąco, jaskinia daje nam przyjemny chłód.
Stajemy u celu, w Smoleniu. Kwaterujemy się i po krótkim
wypoczynku ruszamy na zamek. A tu...zamknięte! Trwa renowacja,
wejścia strzeże zamknięta na kłódkę brama. Pewnie niedługo
pojawi się tu także punkt kasowy. I druga niespodzianka: w Smoleniu
nie ma sklepu, a my już naprawdę nie mamy chęci by iść kolejne dwa
kilometry do najbliższego. Burza przegania nas na kwaterę, więc kończymy
rozważania. Jemy śniadanie na kolację i kończymy dzień.
Zamek Smoleń |
Dzień IV: Smoleń - Podzamcze
Dziś na szlak wyruszamy z pustymi
żołądkami. Na szczęście od Pilicy dzielą nas tylko cztery kilometry.
Pierwszym punktem pobytu w mieście jest sklep z owadem w nazwie. Śniadanie jemy na schodach do parku otaczającego zamek (lub pałac) Padniewskich. Niestety, na bramie wisi tablica: teren prywatny wstęp wzbroniony. Najnowsza historia rezydencji, sięgającej swymi początkami 1610 r. jest chyba najsmutniejsza. Opustoszały zamek dostał swoją szansę gdy od Skarbu Państwa kupiła go Barbara Piasecka Johnson. Chciała otworzyć tu galerię sztuki. Znaleźli się jednak spadkobiercy, rozpoczął proces. Miliarderka zmarła. Teraz zamek stoi pusty. Co się z nim dalej stanie? Zobaczymy.
Rankiem w Smoleniu |
Pierwszym punktem pobytu w mieście jest sklep z owadem w nazwie. Śniadanie jemy na schodach do parku otaczającego zamek (lub pałac) Padniewskich. Niestety, na bramie wisi tablica: teren prywatny wstęp wzbroniony. Najnowsza historia rezydencji, sięgającej swymi początkami 1610 r. jest chyba najsmutniejsza. Opustoszały zamek dostał swoją szansę gdy od Skarbu Państwa kupiła go Barbara Piasecka Johnson. Chciała otworzyć tu galerię sztuki. Znaleźli się jednak spadkobiercy, rozpoczął proces. Miliarderka zmarła. Teraz zamek stoi pusty. Co się z nim dalej stanie? Zobaczymy.
Rynek w Pilicy |
Docieramy
do rynku. Pozwalamy sobie na lody i ciekawie rozglądamy się
dookoła. Plac w tym roku przeszedł rewitalizację i wygląda
naprawdę ładnie. Szkoda tylko, że tak mało zostawiono zieleni
(ale to norma, także w innych miastach). Na środku stoi replika
XVII- wiecznego ratusza. Naszym celem jest stojąca w rogu kolegiata
pw. Św. Jana Chrzciciela. Wewnątrz znajdują się nagrobki
Padniewskich oraz piękne, barokowe kaplice. Opuszczamy Pilicę i
wychodzimy na pola. Trwają żniwa, upał wzrasta, nagrzane powietrze
faluje. Cieszymy się pełnią lata. Zbliżamy się do Podzamcza.
Witają nas wapienne skałki, coraz liczniejsze im bliżej jesteśmy
celu. Wreszcie ukazuje się nam zamek Bonerów.
Zgodnie ze sprawdzoną już praktyką najpierw się kwaterujemy. Przesypiamy najbardziej upalne godziny w chłodzie pokoju, a popołudniu wychodzimy pozwiedzać. Ale najpierw obiad, jak się potem okazało, pierwszy ale nie ostatni w dniu dzisiejszym. Najedzeni wędrujemy na zamek. Kupujemy bilety, przekraczamy bramę i udajemy się na ponadgodzinne zwiedzanie. Byłam w ogrodzienieckim zamku kilka lat temu. Od tego czasu trochę się tu zmieniło, także w wyglądzie ruiny. Pojawiły się drewniane krużganki, coraz więcej pomieszczeń jest udostępnionych, utworzono także niewielką salę wystawową. Po wizycie w zamku idziemy na kolejny obiad, a w nocy mobilizujemy się jeszcze, by popatrzeć na podświetlone ruiny. Warto!
Zgodnie ze sprawdzoną już praktyką najpierw się kwaterujemy. Przesypiamy najbardziej upalne godziny w chłodzie pokoju, a popołudniu wychodzimy pozwiedzać. Ale najpierw obiad, jak się potem okazało, pierwszy ale nie ostatni w dniu dzisiejszym. Najedzeni wędrujemy na zamek. Kupujemy bilety, przekraczamy bramę i udajemy się na ponadgodzinne zwiedzanie. Byłam w ogrodzienieckim zamku kilka lat temu. Od tego czasu trochę się tu zmieniło, także w wyglądzie ruiny. Pojawiły się drewniane krużganki, coraz więcej pomieszczeń jest udostępnionych, utworzono także niewielką salę wystawową. Po wizycie w zamku idziemy na kolejny obiad, a w nocy mobilizujemy się jeszcze, by popatrzeć na podświetlone ruiny. Warto!
Na zamku Ogrodzieniec |
Dzień V: Podzamcze - Podlesice
Upał
daje się we znaki od samego rana, a dziś jak na złość przed nami
trochę terenów otwartych. Mijamy Karlin, mijamy Żerkowice, kiedyś
samodzielne miejscowości, dziś administracyjnie przynależą do
Zawiercia. Na dłużej przystajemy przy Okienniku Wielkim. Samotna
skała z charakterystycznym oknem od zawsze rozpalała wyobraźnię
miejscowych, badaczy i miłośników Jury. Widziano w niej
pozostałości zamku i siedlisko zbójników. Faktycznie, skałę
zamieszkiwali ludzie, na pewno w paleolicie, bo znaleziono tu
fragmenty narzędzi. W XIX w. mieszkał w „oknie” zbójnik
Malarski. Teraz skała jest fantastycznym miejscem do wspinaczki.
Okiennik Wielki |
Z niecierpliwością wypatrujemy Ośrodka Wypoczynkowego Morsko. Mamy apetyt na tamtejsza polewkę jurajską, wpisaną na listę produktów regionalnych. Niestety, przychodzimy za wcześnie, bo polewki jeszcze nie uwarzono. Zadowalamy się plackami ziemniaczanymi i wyruszamy na poszukiwania ruin zamku Bąkowiec, który znajduje się na terenie ośrodka. Zachowała się wieża, i fragmenty muru wkomponowane w skałę. Ruszamy w dalszą drogę, z zazdrością patrząc na kąpiących się w basenie gości ośrodka. Wchodzimy w bukowy las. Wędrujemy zachodnim zboczem skały o wdzięcznej nazwie Apteka i dochodzimy do szosy. Przed nami wznosi się Góra Zborów. Nie dziś! Odbijamy do Podlesic, tam przenocujemy. Do Częstochowy zostało nam 57 km i trzy dni wędrówki.
Zamek Bąkowiec |
Część pierwsza relacji tutaj: Pieszo Szlakiem Orlich Gniazd
a kolejna tutaj: Pieszo Szlakiem Orlich Gniazd część III
Garść informacji praktycznych znajdziecie pod tym linkiem
Garść informacji praktycznych znajdziecie pod tym linkiem
Czy tam przypadkiem nie kręcili tego serialu o drugiej wojnie światowej ? Nazywał się chyba twierdza szyfrów czy jakoś tak.
OdpowiedzUsuńTen kręcili w zamku Książ na śląsku - to jakieś trzysta kilometrów od siebie.
UsuńTajemnicę twierdzy szyfrów kręcono w zamku Czocha, tam też jest pięknie :)
OdpowiedzUsuńSzlak Orlich Gniazd pieszo - super sprawa! Podobnie jak Ty uwielbiam poruszać się "o własnych nogach" - wtedy mało umyka i czasu dużo by się otoczeniem nacieszyć.
OdpowiedzUsuńMoim wielkim marzeniem jest Główny Szlak Beskidzki...
UsuńSuper wycieczka po szlaku! Tam jest pięknie:)
OdpowiedzUsuńNa Szlaku Orlich ostatni raz pieszo byłem jeszcze za czasów harcerskich (cudne czasy - ale jak dla mnie za mało). Potem już tylko samochodem w wybrane miejsca - banalna turystyka, aż mi głupio.
OdpowiedzUsuńZ tego roku to rzeczywiście uczucie wszechogarniającego upału będzie jednym z przewodnich wspomnień.
Bardzo fajna relacja! Nie znam za bardzo tych okolic i chyba będę to musiała nadrobić! :)
OdpowiedzUsuńO Jurze można pisać bez końca, Szlak Orlich Gniazd to mały ułamek
Usuń