Tylko szczęśliwy zbieg okoliczności na początku lat 30-tych XX w.
sprawił, że Biskupin - mała wieś malowniczo położona na Pałukach, stała się
miejscem najsłynniejszego stanowiska archeologicznego w Polsce i przestała być pustą
nazwą dla każdego, kto choć odrobinę interesuje się historią ziem polskich.
Rozpoczęte w 1934 r., z bezprecedensowym jak na tamte czasy rozmachem,
wykopaliska trwają… do dziś i ich efektem jest niesamowita rekonstrukcja
wielkiej osady z VIII w p.n.e. w oparciu o odkopane znaleziska. Wizyta w
Biskupinie była moim marzeniem już od wielu lat, które ziściło się dopiero podczas
tegorocznego, zimnego weekendu majowego.
Do Biskupina dojechaliśmy Żnińską Koleją Powiatową, czyli wąskotorówką
regularnie jeżdżącą w sezonie turystycznym na trasie od Żnina, przez Wenecję i
Biskupin do Gąsawy. Gdy tylko spomiędzy pól młodego rzepaku i zbóż wyłoniła się
sylwetka doskonale znanej wszystkim rekonstrukcji grodu na brzegu Jeziora
Biskupińskiego, podekscytowani opuściliśmy kolejkę.
Jak odkryto osadę w Biskupinie? Pogłębienie dna rzeczki Gąsawki
w 1933 r. spowodowało obniżenie poziomu wody w Jeziorze Biskupińskim i
wystawanie na jednym z półwyspów drewnianych fragmentów starych budowli.
Miejscowy nauczyciel historii Walenty Szwajcer próbował informować o tym
miejscowych oficjeli, ale przełom nastąpił dopiero, gdy przekazał wiadomość
prof. archeologii Józefowi Kostrzewskiemu z Poznania. “Wojenny” klimat tych lat
i rywalizacja z niemiecką nauką ułatwiły profesorowi rozpropagowanie na cały
kraj idei prowadzenia wykopalisk w “prasłowiańskiej”
osadzie na tych ziemiach oraz umożliwiły zaangażowanie naprawdę dużych środków
finansowych w prace. To właśnie wtedy Biskupin trafił do powszechnej świadomości
społecznej oraz na karty podręczników do historii. Obecnie co prawda, nikt już
nie twierdzi, że mieszkańcami osady byli przodkowie dzisiejszych Polaków, lecz
lud indoeuropejski o nieustalonej etnicznej proweniencji, tym niemniej potencjał
archeologiczny Biskupina i tak jest w skali krajowej zupełnie unikatowy.
Do osady trafiliśmy w trakcie jednego z wielu festynów
archeologicznych, podczas których grupy rekonstrukcyjne odtwarzają dawny sposób
życia na miejscu w poszczególnych osadach. Przed nami rozpościerała się zatem
perspektywa kilku godzin zwiedzania okraszonych dużą dawką dodatkowych atrakcji
– czekały wystawy w Muzeum Archeologicznym, zrekonstruowane osady mezolityczna,
neolityczna, wczesnopiastowska i chata pałucka, ale oczywiście pierwsze kroki
kierujemy do źródła sławy tego miejsca, czyli na niewielki cypel wrzynający się
w jezioro, który 2700 lat temu był niską wyspą.
Ok. 738 r p.n.e., we wczesnej epoce żelaza (możliwości współczesnej
dendrochronologii są wręcz nieprawdopodobne) wybudowano tu gród tzw. Kultury łużyckiej,
liczący co najmniej 1000 mieszkańców osiedlających się wewnątrz sporych wałów,
zbudowanych z drewna i ziemi. Wewnątrz wałów powstało ponad 100 domostw połączonych
ze sobą w 12 długich rzędów ułożonych równolegle do siebie, pomiędzy którymi
wytyczono 11 ulic wymoszczonych drewnem. Razem z ulicą “okrężną” przylegającą
do wału tworzyły one tkankę miejską. Dzięki temu, że “miasto” zostało zalane
przez jezioro i artefakty przetrwały do naszych czasów w beztlenowych, mulistym
środowisku, możliwe było odkopanie drewnianych fundamentów osady. Na tej
podstawie zrekonstruowano w autentycznej skali dwa rzędy domostw, kilka ulic
oraz część wałów. Nawet, jeśli wygląd zwieńczenia “murów” lub wieży na wale
(tworzące najbardziej znany wizerunek Biskupina) jest licentia poetica archeologów,
to pomysł, jaki stał za odtworzeniem grodu, trzeba zdecydowanie uznać za słuszny.
Wrażenie podróży w czasie potęguje fakt, że wewnątrz każdego
z domostw napotykamy pracujących mieszkańców, uprawnych w dawne stroje i używających
narzędzi ze swojej epoki do wytwarzania różnego rodzaju produktów. Można
zobaczyć i dowiedzieć się jak wypiekano chleb, wytwarzano buty, miecze, zbroje,
strzały, tkano i barwiono płótna, dobierano i wytwarzano ozdoby, wypalano rudy
metali, polowano, lepiono garnki oraz produkowano smołę i dziegieć. Poznaliśmy
modę i jedzenie z epoki, a właściwie epok, bo nie sposób stwierdzić, czy z większą
pasją i powodzeniem oprowadzali nas po swoich domach mieszkańcy osady łużyckiej,
neolitycznej, czy najbardziej zatłoczonej wczesnopiastowskiej. Jako
wielbicielka biżuterii średniowiecznej i z epok brązu i żelaza, byłam swoim żywiole.
W czasie, gdy nie ma festynu w muzeum prawdopodobne jest znacznie bardziej
pusto i kameralnie, ale rozmach rekonstrukcji i wybór produktów w pełni
rekompensowały tłum zwiedzających.
Jak wspomniałam wyżej, w grodzie odtworzono tylko dwa rzędy
domostw, pozostałe po zbadaniu… ponownie zanurzono w bagnie i mule, by przetrwały
do następnych czasów w dobrym stanie. Stale też kontroluje się poziom wody w
jeziorze, by nie zalało ono ponownie półwyspu, a z drugiej strony, by nie odsłoniło
zanadto pozostałości, grożąc im zniszczeniem.
Sama główna osada to zaledwie ok. ⅕ przestrzeni
muzeum. Po wyjściu z niej czekało więc nas jeszcze wiele do zobaczenia. Dla
odpoczynku od wrażeń skorzystaliśmy z możliwości rejsu statkiem “Diabeł wenecki”
po jeziorze, gdzie czuliśmy się niczym starożytni kupcy albo kapłani, których
wygodnie przeprawiano wodą do grodu.
Po wyjściu na stały ląd
zanurzyliśmy się w pozostałych, znacznie starszych epokach, których świadectwa
również odnaleziono w Biskupinie. Pałuki z gęstą siecią rzek i jezior, żyznymi
glebami i dogodnym terenem były atrakcyjnym miejscem do mieszkania nie tylko w
epoce żelaza. I tak po śladach łowców epoki mezolitu, były one miejscem życia
także dla pierwszych rolników, którzy przybyli z południa i mieszkali w
charakterystycznych “długich domach” (kultura ceramiki wstęgowej). Następnie
odnaleziono ślady miejscowej kultury pucharów lejkowatych oraz kontynuującej
tradycje pierwszych rolników kultury amfor kulistych. Potem chyba świat się
odmienił i stał się podobny do epoki średniowiecza, w których zasoby i praca
rolników były eksploatowane (i zarazem chronione) przez zawodowych wojowników -
rycerzy. Na teren ten przybyły ludy stepowe (ceramika sznurowa) napadające na
miejscową ludność. Wieki potem, jak już nauczono się wytapiać brąz, a nawet żelazo,
prawdopodobnie dla ochrony przed takimi napadami ludność tzw. “kultury łużyckiej”
założyła w VIII w p.n.e. gród w dzisiejszym Biskupinie, by opuścić go po ok.
300 latach użytkowania.
Czy gród został podbity i spalony, czy może Pani Jeziora
zagarnęła go w swoich nurtach i ludzie musieli się wyprowadzić do otwartych
osad na brzegu - nie wiadomo. Ważne, że po czasach piastowskich osadnictwo
skurczyło się do jednej niewielkiej wsi z dóbr biskupich, która dała swoją nazwę
osadzie. Szkoda, że nigdy nie poznamy żadnej z nazw dawnych osad, w tym tej
największej, na dawnej wyspie.
Z poczuciem niezwykłego bogactwa kulturowego dawnego sposobu
życia, ale także potęgi przemijania (te przepadłe w mrokach dziejów nazwy i
zmieniające swoje rozmiary niezależnie od wpływu człowieka jezioro) kończymy
zwiedzanie na stanowiskach tzw. archeologii eksperymentalnej, gdzie próbuje się
w naukowy sposób odtwarzać dawne sposoby produkcji narzędzi i chowu zwierząt.
Oprócz refleksji o
przemijaniu dociera do nas jeszcze swoiste świadectwo siły pamięci, przy
malowniczym źródełku, które tutejsi mieszkańcy wykorzystywali do odprawiania kultu od czasów
pierwszych rolników aż do czasów najnowszych, czyli ponad 5 tysięcy lat, a założę
się, że to jeszcze nie koniec jego historii.
Samo miejsce jako lokacja na wypad bardzo OK. Rekonstruktorzy także, pokazują klasę w swojej pasji, natomiast sama historia powstania, narosłe wkoło nieścisłości, zbyt daleko idące interpretacje w końcu cały ten szał propagandowy (najpoerw Polacy, potem Niemcy, potem znów Polacy tyle że PRLowscy) udowadnianie niestworzonych rzeczy że "my tu od zawsze", jakieś próby reaktywacji wierzeń pogańskich w oparciu o Biskupin i ... dyrektywę sekretariatu propagandy komitetu centralnego PZPR w moich oczach skaziło ten gród.
OdpowiedzUsuńAle na pewno zobaczyć warto, bo dziś to już całkiem inni ludzie, całkiem inne ekspozycje i myślę że duch także się zmienił.
Duch się zmienił na pewno. Całe muzeum było opanowane przez uczestników festynu, a historia odkrycia i rozpropagowania Biskupina była przedstawiona na fotografiach i napisach tylko w jednej chacie - jako jeden z wielu epizodów tylko wykopalisk. Na mnie największe wrażenie zrobiła skala całego skansenu archeologicznego
UsuńW sumie to racja, byłem jakieś trzydzieści kilka lat temu, wszędzie panował duch PRL i ogólnie było niewiele mniej sztywno i ponuro niż w Auschwitz. Tyle że to drugie działało na emocje, a tu było drętwoz zero zabaw, zero rekonstrukcji i pewnje mi się nadal tamta atmosfera udzela, Nic tylko spakować młodych i zobaczyć raz jeszcze ... już w z innym duchem przewodnim ;)
OdpowiedzUsuńW Biskupinie byłem jakieś kilkanaście lat temu, haha - na wycieczce szkolnej, i wbrew pozorom sporo z tego pamiętam :D Chętnie bym tam jeszcze wrócił. Miało to w sobie jakiś niepowtarzalny klimat.
OdpowiedzUsuń