Zapachniało
wiosną i ciągnie mnie w góry. Nie jest tajemnicą, że od ostrych
grani Tatr wolę łagodne grzbiety Beskidu i właśnie tam
postanowiłam poszukać pierwszych śladów tegorocznej wiosny. Ale
które pasmo wybrać? Może to najbliższe, a zupełnie nieznane?
Rzut oka na mapę i już wiem. Nieco ponad 30 km na południe od
Krakowa ciągnie się pasmo niewysokich gór. To Beskid Makowski, z
najwyższym szczytem Lubomirem.
Na
początku należy Wam się kilka słów wyjaśnienia. Otóż z
Lubomirem i z całym Beskidem Makowskim jest niemałe zamieszanie.
Najwyższy szczyt pasma, tytułowy Lubomir (904 m npm) należy także
do innego pasma, a może nawet wcale nie jest najwyższym szczytem.
Skomplikowane? To po kolei.
O
przynależność Lubomira toczyły się spory i toczą nadal. Według
regionalizacji Polski Jerzego Kondrackiego należy on do Beskidu
Wyspowego, natomiast często zalicza się go do wschodniej części
Beskidu Makowskiego i uznaje za najwyższy szczyt (np. przez twórców
Korony Gór Polski).
Tymczasem
sporna jest także przynależność Pasma Jałowieckiego ze szczytem
Jałowiec, który ze swoimi 1111 m npm przewyższa Lubomir i jeżeli
zamiast do Beskidu Żywieckiego jak chce część badaczy pasmo
zaliczymy do Beskidu Makowskiego, wtedy Lubomir najwyższym szczytem
nie będzie...I jeszcze jedno- Beskid Makowski i Średni to to samo.
Myślenicki też. Uff, tyle gwoli wyjaśnienia. Jakkolwiek z tym
Lubomirem jest, warto tam zajrzeć, o czym przekonacie się w
poniższej relacji. Wyruszmy na szlak!
Zaczynamy
w miejscowości Wiśniowa, u stóp drewnianego kościoła pw. św.
Marcina z początku XVIII wieku. Mamy szczęście, kościół jest
otwarty. W ołtarzu głównym znajduje się łaskami słynący obraz
Matki Boskiej Wiśniowskiej. Podziwiamy także polichromie, wprawdzie
XX wieczne, ale ładnie komponujące się z drewnianymi deskami. I
ruszamy dalej za zielonymi znakami.
Najpierw po asfalcie, w stronę
Wierzbanowej, następnie skręcamy w łąki i zadrzewienia. I tu
wiosna trwa na całego. Dzięcioły werblują, a ich zielony
przedstawiciel wypełnia swoim chichotem czarownicy całą okolicę.
Po krótkim marszu pod górę docieramy do spróchniałej wierzby. I
tu warto skręcić w prawo by po około 200 metrach dojść do
niewielkiego cmentarza z I wojny światowej. To tylko kilka krzyży
ukrytych pośród drzew, ale warto pamiętać o tym miejscu.
| Cmentarz wojenny |
Wracamy
do wierzby i podejmujemy wędrówkę za zielonymi znakami. Schodzimy
do wsi Kobielnik i znów chwilę wędrujemy po asfalcie. Wreszcie
mijamy ostatnie zabudowania i wchodzimy pomiędzy potężne jodły.
Wiosna ustępuje miejsca zimie, na szlaku leży jeszcze śnieg, na
przemian z błotem, kamieniami i ściętymi gałęziami. Pokonujemy
wszystkie przeszkody i po około 2,5 godz. od przystanku w Wiśniowej
stajemy na szczycie Lubomira.
| Zielony szlak na Lubomir |
Wita
nas budynek obserwatorium astronomicznego im. Tadeusza Banachiewicza.
Skąd się tu wzięło obserwatorium? Już w początku XX w.
zanieczyszczenie światłem w Krakowie wykluczało wiele prac
obserwacyjnych, dlatego naukowcy zaczęli szukać dla siebie nowej
siedziby. Lubomir (wtedy jeszcze Łysina) wydawał się idealnym
miejscem, bo wysoko, ale nie za wysoko, jest dogodne połączenie z
Krakowem (5 godzin kolejno autobusem, powozem, piechotą!). Teren
należał do księcia Kazimierza Lubomirskiego, ale podarował on 10
ha ziemi na rzecz obserwatorium, więc szczyt nazwano na jego cześć.
| Obserwatorium na Lubomirze |
Obserwatorium powstało w 1922 r., w drewnianym domku, którego
pozostałości znajdują się na szczycie do dziś. W stacji
obserwowano przede wszystkim zaćmienia gwiazd, ale odkryto tu także
dwie nieznane komety. I te komety przetrwały do dziś- w herbie
gminy Wiśniowa!
| Na czerwonym szlaku |
Teraz
długim zalesionym grzbietem, bez przewyższeń i widoków wędrujemy
do kulminacji Łysiny za czerwonymi znakami. Szlak poprowadzi nas aż
do naszego kolejnego celu- schroniska PTTK Kudłacze.
W
niedawno opublikowanym rankingu miesięcznika npm
schronisko zajęło trzecie miejsce, niestety od końca. Głównym
zarzutem było niesmaczne jedzenie, brak koszy na śmieci i niemiła
obsługa. Cóż, byłam tam chwilę i to po raz pierwszy, ale obsługa
łącznie z właścicielem w niczym mi nie podpadła, a kwaśnica
była arcykwaśna i arcysmaczna. Macie jakieś doświadczenia?
| Schronisko Kudłacze |
Odpoczęliśmy
w miłej atmosferze, wraz ze sporą grupą innych turystów (ilość
osób w schronisku mocno mnie zaskoczyła, bo na szlaku nie było
nikogo). Przed nami ostatni etap- czarny szlak do Pcimia. Na
szlakowskazie 2 godziny, nam udaje się pokonać trasę w 1,5, choć
było mokro, stromo i błotniście. Mijamy most na Rabie i już
jesteśmy na przystanku. Mamy szczęście, bus do Krakowa podjeżdża
po 15 minutach.
I
cóż więcej mogę powiedzieć o moim pierwszym spotkaniu z Beskidem
Makowskim? Góry tu niewysokie, zalesione, widoki niepiękne, a domy
i pola prawie sięgają szczytów. Ale ja i taką niespieszną
wędrówkę lubię, i krajobraz sadyb ludzkich- lubię.
Macie ochotę na więcej? Odwiedźcie Beskid Wyspowy, naszą relację znajdziecie pod tym linkiem
Macie ochotę na więcej? Odwiedźcie Beskid Wyspowy, naszą relację znajdziecie pod tym linkiem
Informacje
praktyczne:
czas:
łącznie z przerwą obiadową na Kudłaczach- 6 godzin
długość
trasy: ok 17,5 km
Do
Wiśniowej i Pcimia dojazd licznymi busami spod Galerii Krakowskiej,
wędrówkę można także rozpocząć w Myślenicach (ale to dużo
dłuższa opcja)
Jak
głosiła wywieszona informacja- obserwatorium można zwiedzać za
opłatą (2 zł) w soboty i niedziele w określonych godzinach
(pierwsze wejście o 12)
Informacja
o schronisku Kudłacze- tutaj

Bardzo malownicza notka. Czuję jakbyś mnie miała ze sobą w plecaku :) Beskid Makowski wraz z Lubomirem są mi nieznane, fajnie, że mnie tam zabrałaś!
OdpowiedzUsuńnie miałam pojęcia,że Beskid Makowski to to samo co Średni czy Myślenicki. o istnieniu tego ostatniego nawet nie wiedziałam prawdę powiedziawszy.za to sama Twoja wyprawa przesympatyczna i bardzo klimatyczna, z licznymi ciekawymi miejscami po drodze.
OdpowiedzUsuńuprzejmie zazdroszczę bliskości gór, do których można niemal w każdej chwili wyskoczyć. mieszkając w Katowicach niemal co weekend wyskakiwałam w Beskidy i mimo, że mieszkam w Trójmieście już 3 lata to i tak mi nadal tego brakuje.
A ja uprzejmie zazdroszczę morza :D
UsuńPiękne i nastrojowe zdjęcia. Przypomniały mi się górskie wędrówki w młodości po beskidzkich okolicach, chyba czas odświeżyć wspomnienia :)
OdpowiedzUsuńCzłowiekowi z nudnych nizin pozostaje tylko zazdrościć i morza i gór. Ale na Ziemiach Odzyskanych też nudy można nie zaznać. O ile się chce :-)
OdpowiedzUsuńPiękne widoki.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie na Urokliwe Miejsca i ...
ich adres:http://urokliwemiejsce.wordpress.com/
Pozdrawiam:)*
Dereptałem tam często jak jeszcze Ciotylda uczyła w Jordanowskim liceum, ale odkąd wrócili do Cieszyna, jakoś mi tam stale bazy wypadowej brakuje - dzięki za przypomnienie o Kudłaczach. jak tam jest teraz nie wiem, ale drzewiej bywałem i ... no nie krzywduję sobie.
OdpowiedzUsuńW moich stronach też mam swoją królową w KGP. Choć nie powala wysokością, to nadaje magii Górom Świętokrzyskim. A imię jej to Łysica :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDzięki Tobie dowiedziałem się, że byłem nie tak dawno w Beskidzie Makowskim :-) Nocowałem na Kudłaczu. Niezapomniany nocleg :-) Trzecie miejsce od końca jest w pełni zasłużone, przeraża mnie, że są jednak gdzieś dwa gorsze miejsca.
OdpowiedzUsuńO, dobrze usłyszeć taką informację z ust osoby, która była. Ostatnie miejsce zajmuje schronisko, które jest zamknięte całkowicie :D
UsuńBardzo podoba mi się pierwsze zdjęcie, jest bardzo, bardzo ładne! Co do schroniska Kudłacze, znam i bywałam w gorszych schroniskach i uważam, że niesłusznie znalazło się ono prawie na końcu rankingu. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń