Jeśli spojrzymy na mapę
Beskidu Wyspowego pierwsze w oczy rzucają nam się zielone kleksy gór, jakby
ktoś groch rozrzucił po okolicy. Właśnie tym wyspom wybijającym się ponad
doliny o 400-500 m pasmo zawdzięcza swoją nazwę. W Beskidzie Wyspowym króluje
Mogielica, ale jej godnym zastępcą, drugim co do wielkości szczytem jest Ćwilin
(1072 m npm). I dziś chcemy się zmierzyć właśnie z nim.
Wędrówkę rozpoczynamy w
Jurkowie. Z busa wysiadamy pod drewnianym kościołem pw. MB Nieustającej Pomocy
zbudowanym w 1913 r.
Kilkadziesiąt metrów dalej odnajdujemy niebieskie znaki.
Dziś będą nam towarzyszyć przez cały dzień. Skręcamy w prawo, szlak wiedzie
głębokim parowem pośród zielonych łąk. Przed nami wybija się nasz cel- Ćwilin.
Z dołu wygląda jak wielka lesista kopka posadzona na pastwisku.
Wkraczamy do
lasu. Bez większego wysiłku przecinamy kolejne poziomice, bo szlak jest
łagodny, choc momentami droga bez widoków nam się nieco dłuży. W końcu, po
ponad 1,5 godz. marszu spomiędzy pni wyłania się skrawek nieba gdzieś na
horyzoncie. Drzew coraz mniej, buki ustępują miejsca jodłom i pojedynczym
świerkom. Wreszcie wychodzimy na otwartą przestrzeń Michurowej Polany i za
chwilę możemy zrobić sobie pamiątkowe zdjęcia pod tabliczką z nazwą szczytu.
Formalności stało się zadość i teraz możemy rozejrzeć się dookoła.
Wybieramy jedną z
drewnianych ławeczek, wyciągamy prowiant i rozkoszujemy się widokiem. A jest na
co popatrzeć. Przed nami ciemnozielony pas Gorców a dalej białe granie Tatr,
nieco z prawej Babia Góra, jeszcze przykryta śniegiem. Jemy kanapki i nagle
zauważamy, że mamy towarzystwo, małe, czarne i kudłate. Jak wynika z medalika
przy obroży mamy przyjemność obcować z Fafikiem, czworołapym mieszkańcem
Gruszowa.
Piesek towarzyszy nam przez cały czas i decyduje się ruszyć z nami w
drogę powrotna, która wypada nam w tę sama stronę. Podchodzimy jeszcze do
poskręcanego buka, na którym podczas wojny któryś z baców umieścił kapliczkę z
figurą Chrystusa Frasobliwego. Prawie 60 lat później obok postawiono ołtarz
polowy. Odnajdujemy niebieskie szlaki i schodzimy ku przełęczy Gruszowiec.
Napisać
"schodzimy" to nie napisać nic! Zejście jest bardzo strome, zjeżdżamy
na butach, czepiamy się gałęzi i strącamy małe kamienne lawiny. Ale i tak
mijani wędrowcy z mozołem wspinający się po tej prawie pionowej ścianie patrzą
na nas z zazdrością pomiędzy jednym a drugim z trudem złapanym oddechem. Tylko
Fafik wygląda na zadowolonego i raz po raz ogląda się za nami, chyba
zastanawiając się dlaczego nie bierzemy z niego przykładu i radośnie nie
zbiegamy.
Wreszcie docieramy na dół,
szlak niebieski nam gdzieś znika, ale szczęśliwie docieramy do drogi, którą
mieliśmy minąć. Nasz psiak żegna się z nami gdzieś w okolicach Baru Pod
Cyckiem, a my postanawiamy zdobyć jeszcze
jeden szczyt.
Wędrówka na Śnieżnicę,
siostrę bliźniaczkę Ćwilina, po karkołomnym zejściu wydaje się miłym
spacerkiem, choć szlak został niemiłosiernie zniszczony i zawalony drzewem
podczas zrywki.
Mijamy smutne pnie ściętych jodeł, jeszcze pachnących żywicą.
Docieramy do drewnianej drogi krzyżowej, a po około godzinie marszu z przełęczy
stajemy na szczycie Śnieżnicy (1006 m npm). Szczyt jest częściowo zalesiony,
ale znajdujemy sobie miejsce z oknem na świat i chwilę odpoczywamy.
Gdyby udał
się zamiar dziedzica Pieniążka i udało się zrobić jedwabny most na pobliski
Ciecień moglibyśmy za chwilę znaleźć się w Szczyrzycu lub Wiśniowej. Niestety
nieuważni pasterze przecięli nici, więc musimy zejść do Kasiny Wielkiej.
Wędrujemy wzdłuż trasy narciarskiej, w resztkach śniegu.Ale za to jaki mamy widok!
Docieramy do stacji
kolejowej. Teraz musimy pokonać ostatnie kilkaset metrów po asfalcie do
przystanku busów. Niestety nie mamy czasu nawet zerknąć do XVII- wiecznego
drewnianego kościółka (dziesiąty punkt dekalogu podróżnika!), bo do naszego
transportu zostało nam zaledwie kilka minut. Docieramy do Mszany Dolnej, a
dalej do Krakowa.
Długość trasy- ok 10 km
czas na szlaku: 4,5 godziny
pociekła mi ślina - jak jak kocham Wyspowy!
OdpowiedzUsuńA przez chwile myślałem ze ten kudłaty kłębek szczęścia jest wasz.
Mamy labradora, ale w górach nigdy nie był i już chyba nie pójdzie
UsuńDlatego ja wybrałem opcję "labrador genetycznie modyfikowany" i spokojnie ze mną po górkach łazi, tyle że w tatry jej nie zabieram ;-)
UsuńWygląda na oazę ciszy i spokoju :) Ładna panorama :)
OdpowiedzUsuńZrobiliśmy podobną trasę w październiku! Po wschodzie słońca na Mogielicy zeszliśmy do Jurkowa i weszliśmy na Ćwilik. JEdnak nam ten szlak dał nieco popalić - może to kwestia nocy w namiocie ;) Na szczycie zdecydowaliśmy się odpuścić Śnieżnicę, i zeszliśmy malowniczym szlakiem do Mszany.
OdpowiedzUsuńBraliśmy ten żółty szlak pod uwagę, ale Fafik wybrał inaczej ;)
Usuńoj, oj, po raz kolejny zazdroszczę mieszkania tak blisko gór. niesamowicie tęsknię za czasami kiedy mieszkałam w Katowicach i w weekend można było spokojnie sobie wyskoczyć w góry, nawet jeśli ten pomysł wpadł tuż po przebudzeniu się.
OdpowiedzUsuńtrasa wygląda na ciekawą i zdecydowanie nie monotonną a do tego dopisała wam pogoda - zdjęcie przedstawiające Ćwilin z tym cudnym niebem jest o-błę-dne! :)
Pogoda widzę sprzyjała :) Ciekawy kościółek. Lubię szczyty, które trudy wędrówki wynagradzają pięknymi widokami :)
OdpowiedzUsuńŚwietnie wygląda taka samotna góra na tle niebieskiego nieba...
Pozdrawiamy :)
Świetna trasa. Dopisuję do listy ,,tras do zrobienia przed śmiercią" ;)
OdpowiedzUsuńW sumie mam niedaleko ze świętokrzyskiego, a znam słabo, bo ino cięgiem te Bieszczady, Tatry i Pieniny.
Bardzo piękny jest ten Beskid:) a turystów dużo było? :)
OdpowiedzUsuńMało, na szczycie jakieś 6 osób. Na szlaku tez może tyle
UsuńWooow, rozbudziłaś nasz apetyt :)
OdpowiedzUsuńKościół robi wrażenie. No i ten dworzec kolejowy w Kasinie Wielkiej, kojarzy się nam trochę z naszym kochanym Nowym Łupkowem ;)
OdpowiedzUsuńAle takich widoków jak tam u nas za często nie zobaczysz, to trzeba przyznać.. ;)
Pozdrawiamy!
W Beskidy jeżdżę od przypadku do przypadku, kiepsko je znam, jedynie Beskid Niski mnie zauroczył. Tam też spotkałem psa, który chodził z turystami na górskie wycieczki. Widocznie to obyczaje psów beskidzkich :-)
OdpowiedzUsuńJasne, na samej Jamnej trzy takie psy (co najmniej) znajdziesz dwa biegają od Jastrzębiej a jeden z Bacówki.
UsuńWitajcie. Trzy dni temu wychodziłem z Gruszowca na Ćwilin i miałem towarzysza, czarnego i kudłatego, którego podziwiałem za lekkość z jaką pokonywał podejście. Wyszliśmy razem na szczyt, a potem trochę kombinując, aby nie za bardzo powtarzać trasę, zeszliśmy na Gruszowiec. Pies pożegnał się przy Barze Pod Cyckiem. Byłem pod wrażeniem, jego profesjonalnego i nienachalnego podejścia do turystów. Z ciekawości wpisałem hasło w necie i natknąłem się na Wasza relację i informację, o podobnej przygodzie. Fajnie, wiem przynajmniej, że to był Fafik.
OdpowiedzUsuńDzięki za info! Fafik jak widać ma się dobrze :)
Usuń