Zanim na własne oczy ujrzeliśmy Masyw Śnieżnika sporo się o
nim naczytaliśmy i nasłuchaliśmy. O tym, że mikroklimat tam surowy, wiatry
potężne, a śniegi leżą do późnej wiosny. O tym, że ludzi na szlakach niewiele,
ostępy jeszcze dzikie a panoramy bajeczne. Oczywiście takie doniesienia
najłatwiej zweryfikować na własnej skórze, więc ostatni długi weekend
poświęciliśmy na eksplorację. Jak ugościł nas Śnieżnik?
Wyprawę zaczynamy w centrum Międzygórza. Wędrujemy za
czerwonymi znakami wzdłuż malowniczego potoku Wilczka, mijając kolejne
drewniane pensjonaty.
Wreszcie ostatni znika gdzieś za nami, a przed nami
wyłania się pierwsze w tym dniu strome podejście. Po pokonaniu zbocza trafiamy
na szeroką, żwirową drogę, z której odsłaniają się widoki na Międzygórze,
Igliczną i Smrekowiec.
Powoli nabieramy wysokości trawersując zbocze Średniaka,
a wędrówkę umilają nam tablice informacyjne ścieżki dydaktyczno- przyrodniczej.
Stopniowo droga zamienia się w ścieżkę, coraz więcej spotykamy ciekawych form
skalnych, a na dokładkę otwiera nam się widok na Mały Śnieżnik. To chyba
najbardziej malowniczy fragment szlaku.
Do przejścia pozostała nam
jedynie Hala pod Śnieżnikiem i już jesteśmy pod schroniskiem "Na
Śnieżniku". Odtrąbić zwycięstwa jeszcze nie możemy, schronisko od szczytu
dzieli około 40 minut marszu. Zdecydowaliśmy, że odpoczniemy w drodze
powrotnej, teraz chcemy z marszu zdobyć króla tych ziem, Śnieżnik we własnej
osobie. Prowadzą nas zielone znaki. Tuż
za schroniskiem następuje szybka zmiana aury z wiosennej na zimową. Na szlaku
pełno topniejącego śniegu, zaczyna także wiać lodowaty wiatr. Weryfikujemy
pierwsze śnieżnickie legendy.
Mozolnie pniemy się w górę.
Wreszcie spotykamy granicę czeską i wzdłuż słupków docieramy na szczyt. Zgodnie
stwierdzamy, że sława Śnieżnika go wyprzedza: jest zimno, a wiatr wieje jakby
głowę chciał urwać. Jestem w stanie uwierzyć, że średnia temperatura roczna to
1,6 C. Opatulamy się w cały nasz przyodziewek i zapoznajemy się ze szczytem.
Pierwsza w oczy rzuca się
kupa kamieni. To smutna pamiątka po wieży widokowej zbudowanej w 1889 r. Przez
długie dziesięciolecia kamienna budowla była symbolem całej Kotliny Kłodzkiej.
Zaniedbywana i niszczejąca po II wojnie światowej została ostatecznie wysadzona
przez wojsko w 1973 r. Dzisiaj wszyscy
zdobywcy Śnieżnika wspinają się już tylko na kupę gruzu.
Panorama ze szczytu obejmuje
cały masyw i pół Kotliny Kłodzkiej. Przycupnęliśmy w miarę zacisznym miejscu i
cieszymy oczy. Wracamy po własnych śladach. Teraz wiemy, że zasłużyliśmy na
odpoczynek w schronisku, ciepły posiłek i szarlotkę na deser.
Trochę rozleniwia nas
słoneczna pogoda i dobre jedzenie, ale czas wreszcie wyruszyć w dalszą drogę.
Na kolejne szczyty powiedzie nas zielona farba. Najpierw idziemy po dość
płaskim terenie w pryzmach topniejącego śniegu i błocie, później odbijamy na
dość strome i śliskie zbocze i po około 45 minutach zdobywamy młodszego brata,
czyli Mały Śnieżnik. Na szczycie nie ma ludzkiej duszy, tylko świerki i stado
jeleni, które przebiega szlak w odległości kilkunastu metrów od nas.
Z marszu zdobywamy Goworek i
schodzimy do Przełęczy Puchacza. To węzeł szlaków, współdzielony przez Polaków
i Czechów. Patrzymy na zegarek. Choć już późne popołudnie nie możemy sobie
odmówić przyjemności zdobycia jeszcze jednego szczytu, bardzo ciekawego, bo z
jego zboczy wypływają potoki stanowiące zlewiska trzech mórz: Bałtyku, Morza
Czarnego i Morza Północnego.
Zanim jednak dotrzemy na
Trójmorski Wierch musimy pokonać powalone drzewa zalegające na zielonym szlaku.
Trochę błądzimy między konarami i wykrotami, ale udaje nam się nie zgubić.
Docieramy na szczyt i od razu wspinamy się wieżę widokową. Szybko przekonujemy
się, że o możliwościach wiatru w Masywie Śnieżnika nie wiedzieliśmy do tej pory
zgoła nic. Nie zdmuchnęło nas na szczęście, a widoki z wieży rekompensowały
wszelkie niedogodności. Czesi potocznie nazywają szczyt Dachem Europy.
Oczywiście dużo w tym przesady zważywszy na wysokość, ale mając przed oczami
tak szerokie panoramy trudno nie uznać, że w tym stwierdzeniu naszych sąsiadów
jest wiele prawdy.
Znów szukamy własnych śladów
pomiędzy pniami drzew i szczęśliwie
wracamy do Przełęczy Puchacza. Na węźle szlaków wybieramy żółte znaki.
Po dwóch godzinach wędrówki, najpierw przez las, później przez malownicze łąki
docieramy do centrum Międzygórza. Przemaszerowaliśmy 27 km.
Śnieżnik, mimo wiosennej
aury w dolinach pokazał nam, że pogłoski o jego surowości nie były przesadzone.
I choć nas straszył i straszył, w rezultacie całkiem nas oczarował.
Więcej o najpiękniejszych
miejscach Masywu Śnieżnika poczytacie tutaj,
a o mieście- perełce Kotliny
Kłodzkiej tutaj
Niezła wyrypa :-) Smutne jest to, co piszecie o wieży na Śnieżniku. Niestety, to taki Polski standard. Czesi zachowali chyba wszystkie wieże widokowe, jaki im pozostawił w spadku wiek XIX, u nas zaniedbano i zburzono prawie wszystko, zachowały się nieliczne...
OdpowiedzUsuńPiękna wyrypa i dystans godny.
OdpowiedzUsuńCo do joty wypada się zgodzić. 27 km sporo! Na równince było by nogi czuć, a tu teren wielokrotnie trudniejszy.
OdpowiedzUsuńDo Śnieżnika mam sentyment. Oświadczyłem się na jego szczycie. Masyw przebyliśmy 3 lata temu w majówkę, pogoda nie dopisała, ale górki nam się bardzo podobały. Kiedyś na pewno wrócimy.
OdpowiedzUsuńCiekawy blog. Dodałem do zakładek i będę czytywać :)
Dzięki :)
UsuńPiękne miejsce na oświadczyny!