Gdybym miała wskazać swój ulubiony fragment wybrzeża, to obok Słowińskiego Parku Narodowego znalazłaby się Mierzeja Helska. O samej Mierzei pisałam Wam już u zarania bloga, teraz chciałabym się pochylić nad miastem, od którego "krowi ogon"wziął nazwę.
Hel. Początek Polski, albo koniec - zależy kto mierzy ;) Sam koniuszek, niewielkie miasteczko powstałe z osady rybackiej. Odwiedziłam je wielokrotnie, i w lecie, i u progu wiosny. I nawet w samym środku wakacji to miejsce miało niepowtarzalny klimat. Dziś opowiem Wam o największych atrakcjach Helu. Dowiecie się także gdzie jeść, gdzie bywać i co zobaczyć, choć Hel to jedno z tych miejsc, w których wystarczy po prostu być i już się dobrze bawić .
Atrakcje Helu
Kiedyś, dawno, dawno temu, na samym koniuszku dzisiejszej Mierzei Helskiej istniało bogate miasto. Jego mieszkańcy utrzymywali się z handlu i rybołówstwa. Legenda mówi, że miasto zostało zatopione z powodu chciwości i pazerności mieszkańców. Stary Hel wyłania się z morza raz w roku, w wigilię Zielonych Świątek. Historycy i archeolodzy twierdzą jednak, że pamięć o Starym Helu przetrwała, gdyż miasto istniało naprawdę. Kres jej historii położył wielki pożar oraz zubożenie łowisk. W XV wieku istniała już na pewno nowa osada, Nowy Hel, do którego przenieśli się mieszkańcy po zniszczeniu swojego miasta. I my dziś tam wyruszamy.
Centralna, reprezentacyjna ulica miasta to moim zdaniem jedna z najciekawszych, najpiękniejszych ulic w Polsce. Jej wielkim atutem jest zachowana drewniana zabudowa rybacka, pochodząca z początku XIX wieku. W klimatycznych domkach rozlokowały się urokliwe kawiarnie, knajpki i sklepiki.
Port rybacki w Helu składa się z dwóch basenów. W jednym cumują jachty, w drugim kutry. Port jest gwarny o każdej porze roku, a obserwacje wieczornych powrotów z połowu były naszym codziennym rytuałem w czasie, gdy w Helu byliśmy jedynymi obcymi. To także raj dla ptasiarzy - między kutrami uwijają się lodówki i edredony, dystans trzymają szlachary i uhle. Mewy nie robią sobie nic z rybaków i spacerowiczów i czekają na rozładunek ryb z rozstawionymi szeroko dziobami. Port rybacki najlepiej zwiedzać z długiego spacerowego bulwaru. W nocy można dostrzec z niego światła Trójmiasta.
2. Port rybacki
Port rybacki w Helu składa się z dwóch basenów. W jednym cumują jachty, w drugim kutry. Port jest gwarny o każdej porze roku, a obserwacje wieczornych powrotów z połowu były naszym codziennym rytuałem w czasie, gdy w Helu byliśmy jedynymi obcymi. To także raj dla ptasiarzy - między kutrami uwijają się lodówki i edredony, dystans trzymają szlachary i uhle. Mewy nie robią sobie nic z rybaków i spacerowiczów i czekają na rozładunek ryb z rozstawionymi szeroko dziobami. Port rybacki najlepiej zwiedzać z długiego spacerowego bulwaru. W nocy można dostrzec z niego światła Trójmiasta.
Do portu w sezonie letnim przypływają tramwaje wodne z Gdyni i Gdańska, taka wycieczka przez Zatokę Pucka trwa około godziny.
3. Muzeum rybołówstwa
Tuż obok portu znajduje się jeden z oddziałów Narodowego Muzeum Morskiego w Gdańsku - Muzeum Rybołówstwa. Instytucja mieści się w zabytkowym, XV - wiecznym ceglanym kościele poewangelickim.
Zanim wejdziemy do środka mamy okazję zobaczyć wszelkiego rodzaju kutry, sprzęty, przyrządy nawigacyjne - słowem wszystko, czego używać można do połowu, a nie zmieściło się w budynku ;). Ale prawdziwe skarby kryją się w środku. Z ciekawością prześledziliśmy historię Morza Bałtyckiego, Półwyspu Helskiego, samego Helu, handlu, rybołówstwa, religii, przyrody.
Dużą frajdę przyniosła nam (a mnie najbardziej) symulacja wyprawy kutrem w burzową pogodę. No, rybakiem to bym nie była, jak słowo daję. Muzeum udostępnia zwiedzającym także wieżę widokową, z której rozciąga się bajkowa panorama portu, miasta, Zatoki Puckiej.
4. Fokarium
To jest prawdziwa wizytówka Helu. Powiedzcie, kto z Was nie słyszał o helskim fokarium? W basenach stacji morskiej mieszka kilku stałych lokatorów, część fok szarych czeka natomiast na powrót do morza.
Najwięcej frajdy sprawia chyba karmienie i trening medyczny fok. Z fokarium można wynieść także potężna dawkę wiedzy o biologii i ekologii Bałtyku, o zagrożeniach dla ekosystemu Bałtyku i sposobie przeciwdziałania.
Najwięcej frajdy sprawia chyba karmienie i trening medyczny fok. Z fokarium można wynieść także potężna dawkę wiedzy o biologii i ekologii Bałtyku, o zagrożeniach dla ekosystemu Bałtyku i sposobie przeciwdziałania.
5. Park wydmowy
Moje wiosenne odkrycie i ulubione miejsce leniwej kontemplacji wody. Zaraz za fokarium, wzdłuż brzegu Zatoki Puckiej ciągnie się pas drewnianych podestów. Pod zadaszeniem znajdują się ławki i można odpoczywać nie przeszkadzając roślinności wydm w swobodnym rozwoju.
6. Dom Morświna
Foki mają swoje fokarium, a morświny mają dom. Tych uroczych morskich ssaków tu żywych nie znajdziecie, natomiast dowiecie się o nich wszystkiego - z filmów, tablic, opowieści przewodnika i (trudnych!) konkursów poświęconych najmniejszemu waleniowi świata. Poznacie także delfiny i inne walenie odwiedzające Bałtyk.
7. Góra Szwedów
Moje ukochane miejsce. By dotrzeć do góry Szwedów najlepiej udać się nadbałtycką plażą około 4 km. poza miasto. Nie da się ominąć tego miejsca, bo z daleka widać górująca nad okolicą pozostałość po latarni morskiej z 1936 r. Według legendy nazwa niewielkiego wzniesienia wzięła się od Szwedów, którzy tu wylądowali, gdy w 1628 r. sztorm zniszczył ich statki. Obecnie oprócz konstrukcji, na które wspiąć się nie można mamy do dyspozycji kawał pustej plaży i piękne widoki.
8. Latarnia morska
Historia latarni morskiej w Helu sięga 1827 r. Ta pierwsza została wysadzona we wrześniu 1939 r. przez polskich saperów. Odbudowano ją w 1942 r. i dziś jest udostępniona zwiedzającym. Po pokonaniu kilkudziesięciu schodów możemy zobaczyć wybrzeże z wysokości 40 metrów. Niestety (albo stety) laterna jest oszklona, choć na takiej wysokości to plus dla bezpieczeństwa.
Widoki z góry są bajeczne, jeśli traficie na dobrą widoczność i dobrą pogodę może uda Wam się dostrzec kolejne sześć latarni. Ja tyle szczęścia nie miałam, ale wierzę na słowo, że to możliwe.Pod latarnią znajdują się tablice upamiętniające wizytę Józefa Piłsudskiego, a także tragiczne zdarzenie z 1910 r., kiedy podczas oddawania obowiązkowego w czasie niepogody armatniego wystrzału, zginął pełniący służbę latarnik May, nieznanego imienia.
9. Muzeum Obrony Wybrzeża
Mierzeja Helska miała znaczenie strategiczne. Umocnienia powstałe w l. 20 XX wieku w trakcie II wojny światowej znacznie rozbudowano, między innymi o potężne baterie Schlezwig Holstein. Gdy wojna się zakończyła i Wojsko Polskie zajęło tereny na cyplu, przejęło także schedę po Niemcach. Przez dziesięciolecia obiekty militarne nie były udostępnione dla zwiedzających. Dopiero w 2006 r. zagospodarowane obiekty udostępniono dla turystów. I to jest gratka, nie tylko dla miłośników militariów. Co można robić w Muzeum Obrony Wybrzeża? Zobaczyć najpotężniejszą w przedwojennej Polsce baterię Laskowskiego, przejechać się wojskową wąskotorówką, spróbować swoich sił na strzelnicy i uraczyć się prawdziwą wojskową grochówką.
10. Cypel Helski
I jesteśmy u końca naszego spaceru, ale u początku Polski. Wzdłuż helskiej plaży znajdują się drewniane podesty tak, by wczasowicze dotarli nad morze nie niszcząc roślinności wydm - to bardzo dobre rozwiązanie. Stoi tu kamień, kopiec Kaszubów, który w języku polskim i kaszubskim obwieszcza nam, że dotarliśmy do początku.
Tak zatoczyliśmy koło wracając znów w okolice portu i ulicy Wiejskiej. Po takim spacerze należy coś zjeść. Mam dla Was kilka rekomendacji.
Co zjeść w Helu?
Najsłynniejszą helską knajpką jest Maszoperia. To miejsce z tradycjami. Mieści się na ulicy Wiejskiej, w zabytkowym rybackim domu. Wystrojem nawiązuje do wystroju gospody sprzed stu lat. Zjecie tu świetne dania z ryb i owoców morza.
Polecam Wam także Kutter. Był jedną z nielicznych otwartych restauracji w marcu i nigdy nas nie zawiódł.
Na piwo i wieczory szant na żywo (ale jakie wieczory!) koniecznie wpadnijcie do Captain Morgana. To miejsce spodoba się prawdziwym wilkom morskim.
Na piwo i wieczory szant na żywo (ale jakie wieczory!) koniecznie wpadnijcie do Captain Morgana. To miejsce spodoba się prawdziwym wilkom morskim.
A na koniec prawdziwy sztos. Piekarnia Konkol na ul. Wiejskiej 3, tuż k. dworca i ich cudowne pączki duńskie! Znam takich, którzy przyjeżdżali do Helu z Krakowa tylko po to, żeby się nimi najeść ;)
No cóż dla mnie Hel to przede wszystkim militaria. Ale doceniam różnorodność oferty.
OdpowiedzUsuńA dla mnie te militaria najmniej atrakcyjne ;)
UsuńBo dziewczynki bawią się lalkami w dom i karmią te lalki babkami z piasku, a chłopcy w strzelaninę patykami... ;)
UsuńŚwietny post. Byłam tam rok temu i bardzo mi się podobało. Hel jest tak pięknym, czarującym miejscem...ino te komary. hehe Szanty w tym lokalu, to była prawdziwa frajda. Byłam zachwycona, w ogóle nie chciało mi się wychodzić z lokalu. hehe Dziękuję za obudzenie moich wspomnień. Pozdrawiam bardzo serdecznie i życzę miłego weekendu. :)
OdpowiedzUsuńWieczory szantowe w Morganie są magiczne :)
Usuń