30 sierpnia

Mierzeja Wiślana. Poradnik dla znudzonych plażą



Urlop spędzaliśmy na Warmii i Żuławach Wiślanych, a temat morza wyszedł jakoś tak przy okazji. Bałtyk w szczycie sezonu? To nie dla mnie, już nie pamiętam ile razy powiedziałam sobie: nigdy więcej. Ale ładna pogoda i bliskość morza kusiły, więc machnęłam ręką i tym razem. Cel: Mierzeja Wiślana. Ale, ale! Warunek jest taki sam, jak w przypadku wyspy Wolin, Wybrzeża Środkowego i Półwyspu Helskiego - plażę poznajemy z perspektywy własnych nóg, a nie siedziska leżaka. No to jedziemy.


Sztutowo. Niewielka miejscowość jedną nogą (albo małym palcem) przypięta do Zalewu Wiślanego, a to za sprawą przystani nad Wisłą Królewiecką. To nad tym odgałęzieniem rzeki Szkarpawy znajduje się zwodzony most Czterech Pancernych (na którym plutonowy Jeleń bił przeważnie wroga). Stąd można wypłynąć na rejs po Zalewie.

Jest też cukiernia Ptyś z kultowymi już chyba jagodziankami, bo nawet w odległych miejscowościach te jagodzianki nam polecano. Od morza dzieli Sztutowo około 2 km, i może dlatego dzikich, wakacyjnych tłumów nie uświadczyliśmy. Przytulona do lasu miejscowość, z pensjonatami, kilkoma sklepami i smażalniami ryb jest cicha i kameralna.

Ponad siedemdziesiąt lat temu klimat tego miejsca był zgoła inny. Ten sam las skrywał baraki niemieckiego obozu koncentracyjnego Stuthoff. Powstał już 2 września 1939 r., a jego pierwszymi więźniami byli Polacy mieszkający w Wolnym Mieście Gdańsk. Z czasem obóz zapełnił się przybyszami z 28 krajów. Najbardziej dramatycznym momentem w historii tego miejsca była styczniowa ewakuacja 11 000 więźniów przed zbliżającą się Armią Czerwoną. Marsz śmierci, w strasznych zimowych warunkach popędzono w stronę Przekopu Wisły i dalej w głąb Rzeszy. Tragiczna ewakuacja drogą morską odbyła się w dniach 25 - 28 kwietnia 1945 r. 


Dziś Muzeum Stuthoff w Sztutowie udostępnione jest dla odwiedzających. W opustoszałych barakach miejsce znalazły liczne wystawy i pamiątki po więźniach.

Na Zachód


Sztutowo jest bardzo dobra baza wypadową, na wschód i na zachód Mierzei, bo jest dobrze skomunikowane i leży mniej więcej pośrodku. Wyruszmy najpierw na zachód, najlepiej wąskotorówką czyli Żuławską Koleją Dojazdową.


W XIX wieku woziła buraki cukrowe, po wojnie przez krótki czas turystów, a potem nastały złe czasy dla pomorskiej wąskotorówki. Na szczęście Pomorskie Towarzystwo Miłośników Kolei Żelaznych przy wsparciu gmin nie dało zabytkowi zniknąć i dziś kolejka jest jedną z największych atrakcji w regionie. Ze Sztutowa możemy wybrać się do Mikoszewa.  Siedząc w zabytkowym wagoniku przejedziemy przez kilka ciekawych miejscowości, w których warto wysiąść i zostać na dłużej. 

Pierwsza z nich to Stegna, słynąca przede wszystkim z osiemnastowiecznego kościoła. Świątynię zdobią polichromie, a w sezonie letnim odbywają się tu koncerty organowe.



W Stegnie warto poszukać zabytkowej, drewnianej zabudowy. Jeśli jej ilość Was nie usatysfakcjonuje, polecam wybrać się do pobliskich Żuławek i Przemysławia i obejrzeć podcieniowe domy żuławskie. Im więcej było filarów podtrzymujących front, tym bogatszy był gospodarz. Dla nas, mieszkańców Polski południowej taka architektura jest absolutnie niespotykana i niepowtarzalna. Stworzono nawet Szlak Domów Podcieniowych, ale to temat na inną opowieść.

My jedziemy dalej, wzdłuż wybrzeża. Warto wspomnieć o miejscowości Junoszyno, bo to stara rybacka osada, której morze... uciekło. Otóż kiedyś była tu wyspa, z lądem połączona jedynie groblą, a jej mieszkańcy zajmowali się głównie rybołówstwem. Potem osuszono tereny wokół wsi i teraz wystarczy rzut oka na mapę, by zobaczyć jak duża zmiana tu zaszła.

I wreszcie Jantar. Jantar, który miano zyskał sobie ze względu na obfitość złota Bałtyku, które do dzisiaj z powodzeniem można znaleźć na tutejszej plaży. Co roku organizowane są tu Mistrzostwa Świata w Poławianiu Bursztynu.
Dojeżdżamy do Mikoszewa. To stara osada pamiętająca jeszcze początki panowania Krzyżaków na tych terenach. Jej spokojną egzystencję do góry nogami przewróciła decyzja o budowie Przekopu Wisły podjęta u schyłku XIX wieku. Inwestycja miała uchronić Żuławy przed zalewaniem i usprawnić żeglugę.


Wisła naniosła mnóstwo materiału i u ujścia utworzyła łachy. Bogate w pokarm wody stały się prawdziwym ornitologicznym rajem. W trosce o bezpieczeństwo gniazdujących tu mew i rybitw  (w tym bardzo rzadkich czubatych) utworzono tu rezerwat faunistyczny Mewia Łacha
Rezerwat znajduje się po obu brzegach Przekopu Wisły, ja proponuję wyprawę na lewy brzeg, znajdujący się w granicach administracyjnych Gdańska. Dlaczego ta strona jest lepsza? Bo dzięki Grupie Badawczej Ptaków Wodnych Kuling mamy pewność, że ptakom nie zaszkodzimy. Wolontariusze pilnują plaży przed nieodpowiedzialnymi spacerowiczami, którzy pomimo zakazu przechodzą na teren rezerwatu. Dla miłośników ptaków stworzono ścieżkę edukacyjną oraz wieżę widokową, z której przez lunetę przy wsparciu doświadczonego członka Kulinga można popatrzeć na ptaki i foki (dziennik z obozu tutaj).


Prom kursuje mniej więcej co pół godziny, zabiera samochody, rowery i pieszych. Przy przystani znajduje się kamień upamiętniający ewakuację morską więźniów KL Stutthof.


Na Wschód


Wyruszając ze Sztutowa najpierw ulicą Bałtycką, a później żółtym szlakiem na wschód po kilkunastu minutach spaceru dotrzemy do rezerwatu przyrody Kąty Rybackie będący częścią Parku Krajobrazowego Mierzeja Wiślana. Krajobraz panuje tu iście postapokaliptyczny, gdyż dorodne drzewa na miejsca lęgowe upatrzyły sobie czaple siwe i kormorany. A jak wiadomo ptaki te żywią się rybami. Guano takiego rybożercy jest finalnie śmiercionośne dla drzewa i jego najbliższej okolicy. Gdy drzewa uschną, skrzydlaci lokatorzy przenoszą się dalej. Kolonia w Kątach Rybackich jest jedną z największych w Europie i choć rybacy czasem starają się przekonywać co do szkodliwości ich lokatorów, zawsze będę stać po stronie przyrody, mam nadzieję, że opiekunowie rezerwatu również.



W sierpniu w rezerwacie zastaliśmy już tylko kormorany. Patrzyły na nas z uschniętych białych kikutów, niczym milczący mnisi w czarnych szatach. Uwierzcie, czułam na sobie ich wzrok!

Jednym z odgałęzień szlaku (poruszanie się tylko po wyznaczonych ścieżkach jest nie tyle obowiązkiem, ale i koniecznością) docieramy do plaży w Kątach Rybackich. I tutaj, podobnie jak w Sztutowie prawie dwukilometrowy spacer do centrum miejscowości przez las nas nie ominie. A warto, bo nieopodal niewielkiego portu rybackiego znajduje się arcyciekawe Muzeum Zalewu Wiślanego będące filią Narodowego Muzeum Morskiego w Gdańsku. To prawdziwa gratka dla miłośników morza (ja jako kompletny techniczny laik odczuwam dziwną fascynację tym, co dla mnie niezrozumiałe, chyba w takich samych kategoriach ludzie traktowali kiedyś magię). I tak znajdziemy tu rodzinny warsztat szkutniczy przekazany w całości przez emigrującego do Niemiec Henryka Schmidta. Muzeum przechowuje także łodzie, w tym barkas, taki okręt flagowy Zalewu Wiślanego. A na deser przypominamy sobie węzły.


Kolejną miejscowością na naszej trasie jest Krynica Morska, ale zanim o niej - chciałam polecić Wam Przebrno. Podobno po dziś dzień stoją tam słupy graniczne Wolnego Miasta Gdańska i Niemiec. Nam nie udało się ich odnaleźć, może jakaś podpowiedź?

Krynica Morska to już wakacyjny kurort w pełnym tego słowa znaczeniu, z wszystkimi zaletami i wadami. Jeśli nie interesuje Was kino 7 D i dmuchane zjeżdżalnie wybierzcie się na ostatnią latarnię morską polskiego wybrzeża. Czas oczekiwania na wejście jest dość długi, gdyż z powodu małej ilości miejsca na tarasie trzeba poczekać aż cała poprzednia grupa zejdzie, ale widok jest bardzo daleki i urzekający. Dzisiejsza latarnia morska powstała w 1951 r. na miejscu obiektu wysadzonego w 1945 r. 
 
W latarni morskiej


Z Krynicy Morskiej można także popłynąć w rejs przez Zalew Wiślany, choćby do Fromborka. To wyprawa na cały dzień, absolutnie godna polecenia.

Frombork z Zalewu Wiślanego

W granicach administracyjnych Krynicy, choć już w sporym oddaleniu od miasta leży prawie pięćdziesięciometrowy Wielbłądzi Garb, czyli największa stała wydma w Europie. A dalej leżą Piaski.

O ile Hel mieni się początkiem Polski, o tyle w miejscowości Piaski leżącej na krańcu polskiej części Mierzei Wiślanej znajduje się jej koniec. Nie mogliśmy sobie odmówić spaceru plażą aż do granicy państwowej. Najpierw przez las, jak wszędzie na Mierzei, potem wzdłuż morza, mijając cudne wydmy. Przyznam się Wam, że miałam jakieś dziwne wyobrażenia o tym miejscu. Bardzo chciałam tu przyjechać, doświadczyć pustki plaży, może zobaczyć drut kolczasty i pogranicznika. Nie było drutu - była siatka, z jednej strony wchodząca w morze, z drugiej w wydmy i nowa tablica o granicach Unii Europejskiej. Pogranicznik także był, ale daleko i oglądał przez lornetkę naszą trzódkę. 



Tak, trzódkę, bo o pustej plaży w tym miejscu zapomnijcie. Zgodnie na wschód maszerują rodziny, kolonie i samotni spacerowicze. Wszyscy zatrzymują się przed siatką i po sesji zdjęciowej następuje odwrót. Z nami nie było inaczej.

Do Piasków wracamy cudowną drogą przez wydmy i las. Sama miejscowość, z niewielkim, ale sympatycznym portem rybackim aspiruje do miana kameralnego i cichego końca świata. Z dobrym skutkiem, bo Piaski pozbawione są chińszczyzny i całego wakacyjnego bazaru. Jest tu sennie, cicho, kameralnie. Mi się podobało. A na koniec taka ciekawostka a propos słynnych ostatnio nadmorskich dzików:


8 komentarzy:

  1. Zabiłaś mi klina tymi "granicami administracyjnymi Gdańska" i rozpaczliwie usiłowałem przypomnieć sobie mapę tego terenu... chodziło o województwo?!
    Piękne tereny, kiedyś też tak się po kraju włóczyłem, różnymi kombinowany środkami, a dziś... samochód... co za upadek dla łazika, co prawda zasięg większy, ale za to przygoda spłycona.
    Ps. byłem tam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lewy brzeg Przekopu Wisły to już Gdańsk Świbno.
      Samochód zupełnie zmienia perspektywę, z jednej strony dotrzesz dalej, ale paradoksalnie zobaczysz mniej. Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Fakt, Gdańsk, ale nim nie spojrzałem na mapę nie mogłem uwierzyć.

      Usuń
  2. Tak, słupki graniczne 4 sztuki znajdują się w Przebrnie. W lesie przy drodze 501 jest nieczynny ośrodek. Od niego idzie się w kierunku plaży. Po drodze mija się te słupki (jeden leżał). Byłem 6 lat temu i nie mogę sobie przypomnieć skąd miałem informację...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dwa lata temu było tam jakieś "partyzanckie" pole namiotowe, dość odjechane ceny i podła kawa (już wojskowa zbożówko/żołędziówka smakowała lepiej). Nad samą granicą w zasadzie nuda, ot limes. Nie lubię miejsc skąd nie mogę iść dalej i muszę zawracać.

      Usuń
  3. Wiesz co? mam ochotę wsiąść w samochód i ruszyć Twoim śladem!

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny post!
    Czy wiecie jakie miejsca w Polsce zapierają dech w piersiach?
    Zerknijcie do mnie i zobaczcie najnowsze zestawienie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. "Proszę zamykać bramę przed dzikami" wygrywa :D Co do fajnych miejscówek polecam okolice Warki. Byliśmy tam w zeszłym miesiącu na kajakach z dziećmi i ... psem. Musicie uwierzyć na słowo, że było cudnie ;)

    OdpowiedzUsuń

TOP