Dzikie, leśne ostępy. Zapadłe sztolnie skrywające skarby. Morza mgieł o świcie i nocne pohukiwania sów. To skojarzenia, które pojawiły się jako pierwsze, gdy usłyszałam propozycję dwudniowego wypadu w Góry Sowie. Już w nazwie pasma jest jakiś przedsmak tajemnicy, prawda? Czy udało nam się ją odkryć?
Ku Wielkiej Sowie
Do
Rzeczki koło Walimia, naszej kwatery głównej dotarliśmy późnym
popołudniem, gdyż na dłużej zatrzymaliśmy się w Świdnicy i
Zagórzu Śląskim. Jako że do zachodu słońca zostało trochę
czasu, postanowiliśmy jeszcze dziś zdobyć Wielką Sowę, najwyższy
szczyt całego pasma Gór Sowich (1015 m n.p.m.). Marszrutę zaczynamy z Przełęczy
Sokolej. W pierwszym etapie czerwony szlak wiedzie ostro w górę,
ale nie zrażamy się. I słusznie, bo już po około 10 minutach
docieramy do Orła, pierwszego schroniska na naszej trasie. Zgodnie
stwierdzamy, że odpoczynek nam się jeszcze nie należy, dlatego
tylko przybijamy pieczątki, chwilę podziwiamy widoki i ruszamy w
dalszą drogę.
Mijamy
pomnik poświęcony Karlowi Wiesenowi. To ciekawa postać, wielki
miłośnik Gór Sowich, inicjator budowy pierwszej wieży widokowej
na szczycie, przewodniczący Towarzystwa Sowiogórskiego. Dzięki
niemu powstało schronisko Sowa. Zakupił on ziemię tuż pod
szczytem i oddał ją z przeznaczeniem na budowę schroniska. W 1897
r. obiekt został udostępniony zwiedzającym. I my przestępujemy
jego gościnne progi. I tym razem nie
rozsiadamy się na długo, gdyż do szczytu zostało nam nieco ponad
kilometr. Łącznie po około 45 minutach niespiesznego marszu stajemy na
szczycie Wielkiej Sowy.
>>Zobacz także: Śnieżnik wzięty, czyli wielka majowa wyrypa
Nie mamy wątpliwości, że dotarliśmy do celu, a to za sprawą białej wieży - symbolu Wielkiej Sowy i całego pasma. Ta 25 metrowa budowla, wzniesiona w 1905 r. nazwana została ku czci kanclerza Bismarcka. Dziś nosi imię Mieczysława Orłowicza i nadal pełni funkcję tarasu widokowego. Pogoda nam sprzyja. Widzimy i Śnieżkę, i Masyw Śnieżnika, Nową Rudę, Świdnicę, a nawet Ślężę. Jest tak pięknie, że schodzimy dopiero gdy zaczyna zmierzchać. Wracamy tą sama trasą i choć uważam to za marnotrawstwo nóg i widoków, nie mamy wyboru. Jeśli będziecie mieć więcej czasu, wybierzcie żółty szlak na Małą Sowę i dalej do Walimia.
Na Wielkiej Sowie |
>>Zobacz także: Śnieżnik wzięty, czyli wielka majowa wyrypa
Nie mamy wątpliwości, że dotarliśmy do celu, a to za sprawą białej wieży - symbolu Wielkiej Sowy i całego pasma. Ta 25 metrowa budowla, wzniesiona w 1905 r. nazwana została ku czci kanclerza Bismarcka. Dziś nosi imię Mieczysława Orłowicza i nadal pełni funkcję tarasu widokowego. Pogoda nam sprzyja. Widzimy i Śnieżkę, i Masyw Śnieżnika, Nową Rudę, Świdnicę, a nawet Ślężę. Jest tak pięknie, że schodzimy dopiero gdy zaczyna zmierzchać. Wracamy tą sama trasą i choć uważam to za marnotrawstwo nóg i widoków, nie mamy wyboru. Jeśli będziecie mieć więcej czasu, wybierzcie żółty szlak na Małą Sowę i dalej do Walimia.
Na czerwonym szlaku |
W
tym miejscu muszę Wam polecić pewien lokal, który zawsze mam przed
oczami, gdy wracam wspomnieniami w Góry Sowie. To Szyprówka
- Chata Pod Sową. Spędziliśmy tu cudowne wieczory przy
piwie i zupie czosnkowej o wdzięcznej nazwie „Postrach Wampira”
(chroniła bardzo skutecznie). Z tarasu gapiliśmy się na góry, a
gdy robiło się zimno, uciekaliśmy do wnętrza - przytulnego,
kominkowego, rodzinnego. Wychodziliśmy późną nocą, z rumieńcami
na policzkach, zachwyceni, szczęśliwi.
Riese. We wnętrzu Olbrzyma
Budowle naziemne Osówki |
Najwyższy
punkt Gór Sowich za nami, w poszukiwaniu skarbów i tajemnic musimy
zejść do podziemi. Kiedyś zaczytywałam się w książkach Joanny
Lamparskiej, dlatego będąc w Górach Sowich nie mogę na własne oczy nie
zobaczyć tego, co spędza sen z powiek poszukiwaczom skarbów i
tropicielom zagadek. Riese. Olbrzym. Kompleks sztolni wydrążonych w
zboczach gór, tajna budowa III Rzeszy, obrośnięta legendami. Na
pierwszy ogień wybieramy jedną z siedmiu odkrytych sztolni (z
których jedynie cztery są udostępnione do zwiedzania) - Podziemne
Miasto Osówka koło Głuszycy. Z Rzeczki wyruszamy czerwonym
szlakiem. Już po kilkuset metrach dobiega nas beczenie. Najpierw
ciche i nieśmiałe, potem coraz głośniejsze. Niesie się po
łąkach, odbija echem od zielonych hal. Ciekawskie stado owieczek
rozbeczało się na całą okolicę. Mieliśmy nadzieję na spotkanie
z muflonem, przedstawicielem dzikich owiec zamieszkującym dość
licznie Góry Sowie, musimy się jednak zadowolić jego
sympatycznymi, udomowionymi koleżankami.
Szlak
jest przyjemny, okolica ładna. Po około czterech kilometrach
zmieniamy czerwień na czerń. Las gęstnieje, ścieżka stromo
biegnie w dół, pojawiają się pierwsze betonowe konstrukcje.
Docieramy do szerokiej, leśnej drogi i wreszcie do przeszklonego
pawilonu. W kasie kupujemy bilety, zakładamy kaski na głowy (sądząc
po stanie ich wierzchniej strony - przydadzą się) i grzecznie
czekamy na Pana Przewodnika. Niepozorne wejście, niewielki otwór w
zboczu niewielkiej góry. Nie do pomyślenia, że skrywa kompleks,
który przez swoje rozmiary został nazwany Olbrzymem. Przekraczamy
bramę i znajdujemy się w obetonowanej hali. Jest zimno, mokro i
ciemno.
Tajemnicze Podziemne Miasto Osówka |
Czym
jest Riese? W jakim celu powstały te kilometry korytarzy, z których
nie zbadano nawet ćwierci? Ha, odpowiedzi będzie pewnie tyle, ilu
odpowiadających. Główna Kwatera Hitlera, schrony przeciwatomowe,
fabryki broni a może tajne laboratoria? Faktem jest, że nie
odnaleziono żadnej dokumentacji, żadnych planów Riese. Możemy się
tylko domyślać, że budowa tak dobrze strzeżona i tak znakomicie
ukryta miała znaczenie priorytetowe. O Riese napisano tomy, powstało
mnóstwo teorii spiskowych, prac naukowych, mitów i podsumowań. A
nadal tak naprawdę nie wiemy nic.
Wyjście ze sztolni |
Po
ponad godzinie i 1700 metrach wędrówki korytarzami wychodzimy na
powierzchnię. Podążamy za czarnym szlakiem i po kilkunastu
minutach docieramy do Sztolni Walimskich - kompleksu „Rzeczka”.
Choć udostępniono tu jedynie 500 m korytarzy, a wiele ścian kończy
się potężnymi zawałami, o tym kompleksie mówi się, że jest
kluczem do całego Riese. Zaczynamy od prawie całkowicie
wykończonej, betonowej wartowni, w której zgromadzono militaria z
okresu II wojny światowej. Betonowe hale „Rzeczki” są jeszcze
bardziej imponujące. Wyobraźcie sobie wykute w skale pomieszczenie
o długości 100 m i 10 m wysokości!
>>Zobacz także:Pogórze i Góry Kaczawskie dla początkujących
Kto wykonał taką pracę? Oczywiście robotnicy przymusowi - jeńcy wojenni, więźniowie pobliskiego obozu Gross Rosen. Nie wiadomo, ilu z nich straciło życie przy tej morderczej pracy. W podziemiach na jednej ze ścian wyrobiska utworzono instalację poświęconą ich pamięci. W sztolniach walimskich także spędzamy godzinę. Na zwiedzenie kompleksu Włodarz dziś już nie starczy nam czasu. Wracamy do Rzeczki, a wieczór tradycyjnie spędzamy w Szyprówce.
>>Zobacz także:Pogórze i Góry Kaczawskie dla początkujących
Kto wykonał taką pracę? Oczywiście robotnicy przymusowi - jeńcy wojenni, więźniowie pobliskiego obozu Gross Rosen. Nie wiadomo, ilu z nich straciło życie przy tej morderczej pracy. W podziemiach na jednej ze ścian wyrobiska utworzono instalację poświęconą ich pamięci. W sztolniach walimskich także spędzamy godzinę. Na zwiedzenie kompleksu Włodarz dziś już nie starczy nam czasu. Wracamy do Rzeczki, a wieczór tradycyjnie spędzamy w Szyprówce.
Nie
było mgieł, zamiast sów spotkaliśmy wszędobylskie owce,
tajemnice Gór Sowich pozostały nieodkryte. Ale chyba nikt nie ma
wątpliwości, że warto tu przyjechać?
Garść praktycznych wskazówek
Do
Rzeczki, która jest naprawdę dobrą bazą wypadową i w góry i do
sztolni, można dojechać z Wałbrzycha komunikacją miejską - linią
nr 5, niestety bardzo rzadko kursującą. Do Walimia jeżdżą także
busy ze Świdnicy. Ze znalezieniem noclegu nikt nie powinien mieć
problemu, choć nie wiem, czy po sensacyjnym odkryciu Złotego Pociągu nic się nie zmieniło.
Zwiedzanie sztolni jest możliwe
tylko z przewodnikiem. Pamiętajcie o ciepłym okryciu, przy 6 °C można porządnie zmarznąć.
Więcej zdjęć z Gór Sowich i nie tylko znajdziecie na fotoblogu mojego Przyjaciela z Dolnego Śląska Zeref fotoblog
Przeczytałam jednym tchem Twój post. Nie wiem czemu, ale ciągle nie mogę tam dotrzeć:(
OdpowiedzUsuńDzięki :) Musisz dotrzeć, bo Góry Sowie są naprawdę warte odwiedzenia. Nie wspominając ile atrakcji jest w bardzo bliskiej okolicy. Pozdrawiam!
UsuńPodziemia i tajemnice Gór Sowich nie nęcą mnie zbytnio, wolę to, co na wierzchu i wysoko:) To jedno z moich ulubionych pasm górskich na Dolnym Śląsku, bywamy w okolicy Sowy kilka razy w roku; jest tu tyle szlaków, że trudno sie nimi znudzić.
OdpowiedzUsuńKnajpę zapisuję:)
Zgadzam się, na uwagę zasługują także sąsiednie pasma- Góry Bardzkie, Wałbrzyskie, Kamienne. Może nie najwyższe, ale przepiękne. Pozdrawiam
UsuńAch, knajpę znam, oczywiście, nie doczytałam:(
OdpowiedzUsuń:)
Piękny wypad.
OdpowiedzUsuńStale w moim planie, ale zawsze odkładane "na resztę życia". znaczy byłem lata temu, ale to nie to samo, co dziś uzbrojony w większą wiedzę i doświadczenie.
Na moje oko teza o Riesa jako o kompleksie kwater wydaje się sensowna, gdyby chodziło o kompleks przemysłowy musiała by być silniej rozwinięta infrastruktura drogowa i energetyczna.
Ja się naczytałam książek i dlatego za mną tak te Góry Sowie chodziły. Wydaje mi się, że to co jest najważniejsze jest nadal ukryte, a to co zostawiono, być może miało Rosjanom wpaść w ręce, żeby już głębiej nie grzebali
OdpowiedzUsuńDopiero w ubiegłym roku dotarłem do Gór Sowich, przy okazji przejścia Głównego Szlaku Sudeckiego, ale czułem się w nich jak w domu. Ciut przypominały mi Beskid Śląski, z uwagi na dużą ilość schronisk i tras widokowych.
OdpowiedzUsuń