31 stycznia

Teatr Wierszalin. Podlaski fenomen


Co łączy niepozorny drewniany budynek w Supraślu, XX - wiecznego, samozwańczego proroka i  hipnotyzujące sztuki teatralne? Odpowiedź jest prosta - teatr Wierszalin. W niewielkim Supraślu pod Białymstokiem od ponad 20 lat występuje grupa teatralna, którą bez przesady można nazwać prawdziwym fenomenem. Nie zobaczyć ich na deskach supraskiego teatru byłoby ogromnym niedopatrzeniem, więc odpowiednio wcześniej zaopatrzyliśmy się w bilety i spędziliśmy niesamowity wieczór.


Wierszalin, czyli nowa stolica świata

 

Przed I wojna światową we wsi Stara Grzybowszczyzna pojawił się prorok. Nie przyszedł z daleka, wręcz przeciwnie - był "tutejszy". Eliasz Klimowicz, przez swoich zwolenników nazywany prorokiem Ilją, był prostym, niepiśmiennym lecz bardzo charyzmatycznym człowiekiem. W l. 20 i 30. tworzył wokół siebie wspólnotę religijną, co poróżniło go zarówno z kościołem prawosławnym, jak i katolickim. Prorok Ilja rozpoczął budowę cerkwi (o której mówiono, że rośnie sama - co przysporzyło mu kolejnych wyznawców), rozpoczął także budowę nowego świata,  którego sercem miał zostać Wierszalin. Wierszalin (od słowa wierch) miał być nową stolicą, centrum, do którego ściągać będą sprawiedliwi. Prorok Ilja rozgrzeszał i błogosławił, a przez swych wyznawców uważany był za wcielenie Chrystusa. Podobno chciano go nawet ukrzyżować. W końcu przyszła wojna i sowieci, a Klimowicz przepadł bez wieści. Być może zginął gdzieś w bezkresach Syberii. Jego wyznawcy jeszcze przez długie czasy wierzyli i oczekiwali jego powrotu.

Postać proroka Ilji, człowieka, który nie bał się zmieniać świata wokół siebie, stała się inspiracją dla twórców teatru Wierszalin.
Piotr Tomaszuk i Tadeusz Słobodzianek zakładając w 1991 r.  teatr oddali hołd uporowi samozwańczego proroka, a także kulturze, ludowości, tradycji i całemu barwnemu światowi pogranicza, który ich wychował i z którego czerpią garściami.

Wierszalin to teatr antropologiczny, teatr poszukujący źródeł. Obsypany nagrodami (trzykrotne międzynarodowe Fringe First), pożądany na wszelkich festiwalach, zgarniający to, co jest do zgarnięcia. Na przedstawienia Wierszalina przyjeżdża się specjalnie, a każda nowa, wystawiana sztuka burzy krew miłośników teatru.

I te czary, te cuda dzieją się w 4,5 - tysięcznym Supraślu pod Białymstokiem, w drewnianym budynku dawnego domu kolonijnego, na maleńkiej scenie.
 

Dziady. Noc druga. Recenzja spektaklu

 



Po zmroku okna drewnianego budynku przy ul. Kościelnej 4 wypełniają się światłem. Wchodzimy do niewielkiego foyer i czekamy wraz z innymi widzami na rozpoczęcie spektaklu. Rozglądamy się ciekawie. U sufitu wiszą anielskie skrzydła, ściany zdobią dyplomy, nagrody, zdjęcia i szkice.
Wreszcie siadamy w niewielkiej sali, światła gasną. Na widowni jest może 50 miejsc, przez co tworzy się poczucie intymności, bliskości widza i aktora. Nie widzimy przed sobą rzędów głów, jedynie powłóczysta czarna zasłona oddziela nas od tego, co dzieje się na scenie.
A tam pojawia się Guślarz, szepcze śpiewne zaklęcia, w jego dłoni rozbłyskuje ogienek. W sali unosi się ciężki zapach kadzideł. Za chwilę świat za kotarą wypełnią tańczące sylwetki duchów, zjawy i widma. Rozpoczyna się fascynujący spektakl iluzji, cieni i złudzeń.

Wreszcie taniec duchów rozpływa się w ciemnościach i na scenie pojawia się Gustaw, a towarzyszy mu brzęk łańcuchów. I teraz zaczyna się najbardziej hipnotyczna część spektaklu. 

Fascynuje muzyka, dźwięki wydobywane przez aktorów z rekwizytów, narastający, nakładający się na siebie śpiew. Muzyka jest prosta, szczera, pierwotna, ma w sobie coś z pogańskiego rytuału, ale i z folkloru.

Nadchodzi czas Wielkiej Improwizacji. Naprawdę Wielkiej. Rafał Gąsowski, odtwórca roli Gustawa/Konrada jest świetny. Nie ma tu miejsca na deklamację. Są tylko emocje. Samotność. Walka. Pycha. Wierzę, że Mickiewicz właśnie tak widział swojego bohatera. Emocje kapią na scenę. Aktor stał się Konradem, kocha i cierpi, a cała widownia modli się w duchu, żeby ten swój rząd dusz dostał. Chyba nigdy wcześniej nie byłam tak blisko wizji samego wieszcza.
 
Teatr Wierszalin traktuje widza poważnie. Nie ma tu miejsca na nachalne uwspółcześnianie albo przeciwnie - trącącą myszką posągowość. Niewielką ilością środków i doskonałą grą aktorską Wierszalin powraca do klasyki w najlepszym wydaniu. "Dziady. Noc Druga" to majsterszyk.

Zapalają się światła, a nam ciężko powrócić do rzeczywistości. W maleńkiej salce czujemy się jak w tym pierwszym Wierszalinie - w centrum świata, w którym dokonać może się zbawienie.

I jak to jest, że jedną z najlepszych sztuk teatralnych (a teatru nie unikam!) widziałam nie w Krakowie, nie w Poznaniu, i nie w Warszawie, a w małym podlaskim Supraślu?
Czapki z głów!

1 komentarz:

  1. Czytywałem o tym teatrze, ale z racji wrodzonej nieufnosci wobec doniesień "różnych mądrych ludzi", nie przykladałem wielkiej wagi do ich achów i ochów. Teras sytuacja odmienna. Recenzję wystawiła osoba której ufam (co nie znaczy ze zawsze się zgadzam).
    Muszę kiedyś z Marzenką tak ustawić sobie wyjazd by "załapać" się na jedno z przedstawień.
    Ps. Mickiewicz sam całe życie spędził na pograniczu kultur w ich mieszance, tylko osoby z takimi samymi korzeniami kulturowymi są w stanie najbliżej oddać jego wizję.

    OdpowiedzUsuń

TOP